Skat i numer D

Plan jest prosty: urywamy się z pracy i uderzamy na miasto: do urzędu podatkowego – Skatteetaten – i na policję. I próbujemy, skoro nie ma możliwości umówić się na wizytę przed październikiem, próbujemy po prostu, na miejscu. Niech nam dadzą tymczasowy numer, D-nummeret. Niech już możemy założyć konto w banku.

Proste – udało się. Tyle nerwów, gdy bezradnie uzupełniamy wszystkie wnioski, jakie nam wpadły w ręce, kiedy bierzemy wszystkie numerki kolejkowe…

A propos kolejki. Nie każdy wie, jak odczytać angielskie słowo queue. A czyta się samo ‚q’ <kju>. Dlaczego? Bo inne literki stoją za nią w kolejce.

Trochę inaczej w norweskim skacie: jeden numerek to jedna sprawa, ale urzędniczka nie miała nic przeciwko, żebyśmy podeszły razem, nie uważają tego za problem, kiedy mówimy jedna przez drugą – byle się dogadać. Literki mogły się stłoczyć przy ‚okienku’. Przynajmniej literki A i B.

Plan sięgał dalej – visning! I poszliśmy na kolejną wizytę, z niegasnącą nadzieją. I – być może – to jest to.

Co prawda budynek widoczny w tle po prawej na razie jest głębokim dołem, dopiero będzie się z tego dołu podnosić… Może to głupie brać mieszkanie przy budowie? A może niegłupie? Kto wie, co okaże się błędem?