Dziś do pracy na szóstą, żeby wyjść wcześniej. A jeszcze wcześniej niż szósta – żeby wziąć prysznic. Uroda drogi mi to wynagrodziła. Mijane osty przypomniają pielgrzymkę na Jasną Górę. Te pielgrzymki właśnie teraz idą przez Polskę. Dobrze było w tym uczestniczyć.
Pogoda olśniewająca, rześko, przejrzyście, pięknie.
I, zupełnie jak w domu, i teraz mam do pracy – pod słońce. Więc jadę prosto w jego promienie. Ta droga jest bardzo przyjemna i będzie mi jej odrobinkę brakować…
Chciałabym napisać, że przez cały dzień towarzyszyła mi radość z faktu, że podpisaliśmy kontrakt, że klamka zapadła, że klucz już w drodze a kobyłka u płota. Ale to nie prawda. W pracy zajmowała nas praca i tysiąc przyjaznych gestów, które doceniamy i jesteśmy wdzięczne.
A po pracy – kierunek Nordea. Do centrum.
Wspominałam o odwrotnej licytacji – tu 6 tygodni, tam 7? W Nordei zachwali się, jakby co najmniej nie rozumieli zasad – i zakrzyknęli: 10 tygodni! I to nie, bynajmniej ni od teraz, zaraz. Nie. Od momentu, kiedy będziemy mogły donieść komplet dokumentów w tym zezwolenie na pobyt z policji i list polecający z poprzedniego banku. Wyszliśmy. Poszliśmy do DNB. W Sparebank też – przez internet. Zobaczymy, kto pierwszy – DNB czy spare. …
Nie będzie to najbardziej fascynujący wyścig w historii. Oba banki mają za dużo czasu.
Potem poszliśmy posiedzieć w słońcu w centrum, pod stortingiem. Cudowna chwila wytchnienie.
To, co nastąpiło potem, najlepiej nazwać nietaktem meteorologicznym.