Urodziny, szkolenie, deszcz

W nocy zaczęło padać. Nie zapowiada się, żeby chociażby przerwało przed piątkowym popołudniem. We Wrocławiu też pada, ale tam niebo ma gest – nad moim miastem zamajaczyła nawet tęcza! (Widziałam na własne oczy – na zdjęciu). Ale tu, w Oslo – jak widać na załączonym obrazku. Widać deszcz na szybie – i widok z mojego okna. Po budowie jeżdżą ciężarówki. Ale mnie ta budowa cieszy, bo sodowe lampy na żurawiu zastępują  mi nocą latarnie.

Dziś nic tylko siedzieć w środku, pić herbatę za herbatą i jeść ciasto. Co skwapliwie robiłam, świętując urodziny Basi. Wczorajszy szał pieczenia zaowocował pysznymi rogalikami i chlebkami bananowymi. Rogaliki trafiły do pracy. A tam: – Gratulerer med dagen! Ile masz lat?
– Co, proszę?
– No, ile masz lat?
I tak wiele razy. No proszę, tutaj zadaje się takie pytania. Dowiedziałyśmy się od razu ile lat ma kilka osób, bo też chciały się pochwalić.

W pracy – szkolenie. Dowiadywałam się, gdzie są foldery i pliki, przydatne przy obsłudze skarg i zapytań od klientów. Trener denerwował się, że pytam najpierw Basi, chcąc wiedzieć, jak to działało w dziale w Polsce, a potem jego. Tłumaczę mu, że chcę znać oba rozwiązania, bo może można coś ulepszyć. On się naburmusza…
Nie zmienia to faktu, że on jest ogólnie super. Jako jedyny objął solenizantkę, złożył serdeczniejsze życzenia, niż zwyczajowe gratulacje. Jednak cieplejsza krew w żyłach – może i nerwy, ale też cieplejsze reakcje.

Po pracy ciąg dalszy urodzin. Ryszard Rynkowski, chlebek bananowy, herbata. I wszystkie kwestie się Basi układają dziś pomyślnie. Jest świetnie!