Niedzielna pomyłka

Ten dzień musiał nastąpić, musiał przyjść moment, kiedy nie trafię, kiedy wszystko mi się pomiesza. Co prawda obstawiałam, że będzie to w ostatni weekend października, kiedy zacofane państwa każą obywatelom zmieniać godzinę w imię starych zwyczajów. Wyprzedziłam ten moment i pomyliłam Msze święte dziś.

Wybrałam się do st. Olava na 13:00 – na Mszę norweską. Wchodzę jak do siebie, kłaniam się Panu, jeszcze się dobrze nie rozejrzałam, ale muzyka zaczyna grać i… kniom nim niom oł tęł niam ęm… – wietnamski. Trafiłam na Mszę po wietnamsku.

Msze na 13 są prowadzone po norwesku – 3 razy w miesiącu. Raz – w pierwszą niedzielę miesiąca – odprawiana jest o tej godzinie Eucharystia po wietnamsku.

Wyszłam. To jedyna Msza, w której po prostu nie chcę uczestniczyć, bo NIC nie zrozumiem. Do wyboru mam angielską, norweską, polską, od biedy nawet hiszpańską, a tu akurat trafiam na wietnamską. Eh. Poszłam sobie pospacerować po cmentarzu, słońce jeszcze świeciło i starało się ocieplić trochę atmosferę. Spacerowałam między grobami, czytając „To”, aż wybiła 14:00 i zaczął padać deszcz. Schroniłam się w kościele.

Mszę po polsku (14:30) odprawiał Hindus. (Głowy za to nie dam, złamanego grosza nie postawię, ale był brązowy i jakiś mężczyzna w kolejce do konfesjonału mówił, że Hindus). Fantastyczne kazanie: o tym że pozory mogą mylić i o patologicznych rodzinach. Mówił z werwą:
– Odprawiałem msze o ósmej, po mszy przychodzi do mnie kobieta i mówi: „przepraszam” – zaczął kazanie. – Ja się dziwię, za co przeprasza, a ona mówi, że jak weszła do kościoła, to myślała, że się pomyliła co do godziny, albo że ksiądz się pomylił, bo jak to ksiądz Murzyn na polskiej mszy? A tu zacząłem się modlić i okazało się, że tak może być. Podobnie ja podchodzę w kawiarence parafialnej do jakiegoś chłopaka i pytam go, z jakiej części Polski jest, a on – że nie z Polski, że tu się urodził. Jak to pozory mogą mylić, podobnie w dzisiejszej ewangelii…  – przeszedł do tematu.

O rodzinach w Biblii też zabawnie było posłuchać. Adam i Ewa – zjedli to jabłko, już na samym początku im nie szło, ale jak przyszło do dzieci – mój Boże, kogo wychowali – bratobójcę. I później nie jest lepiej. Ezaw zazdrosny o Jakuba, kombinuje… Bracia Józefa wrzucają go do studni… i w ewangelii nadal – tu syn marnotrawny, tu jego zazdrosny brat. I wreszcie ci leniwi chłopcy, z których żaden nie chce pomóc ojcu w winnicy. Wszystko zaczyna się w rodzinie.
– I ja się cieszę – kontynuował wątek, – że przez 13 lat mieszkania w Polsce poznałem tyle dobrych, normalnych, kochających się rodzin, żyjących po chrześcijańsku, a przynajmniej w miłości. Normalnie. I myślę sobie, że ta Europa nie jest taka zła, że jest dobrze. A potem przyjeżdżam do Norwegii i przeżywam tu szok kulturowy…

Msza się skończyła, deszcz nie odpuścił. Więc wracałam w deszczu. Mogłoby być lepiej, ale – jest jak jest.

2 odpowiedzi do “Niedzielna pomyłka”

  1. U nas też są msze po wietnamsku. Wcześnie rano, więc zwykle za wcześnie, ale czasami taka pora nam pasuje, więc idziemy. I to jest wtedy super okazja, żeby zobaczyć, jak dużo się rozumie, pomimo nie rozumienia języka, bo wszystko się dzieje tak samo. Czytania można przeczytać sobie we własnym zakresie z telefonu, a kazanie… i tak posłuchamy później w internecie takiego, które będzie miało jakiś przemyślany sens i coś będzie można z niego wziąć dla siebie.
    Z drugiej strony przemyślenia księdza Hindusa mogą być interesujące 🙂

    1. Mi się nie podobają mlaskające dźwięki. Ale wiem, o czym piszesz, bo czułam to na Węgrzech. Mówiłam, śpiewałam sobie pod nosem polskie tekst do znanej muzyki i jakież było moje zdziwienie, gdy usłyszałam, że śpiewam kolędę… w maju… (cóż, najwidoczniej do melodii Dzisiaj w Betlejem mają inną treściowo piosenkę)

Możliwość komentowania jest wyłączona.