Policja, pogoda i Południe

Cofnijmy się w czasie do dnia przyjazdu. Wieczorem 20ego lipca, siedząc u Kuzyna po pracowitym dniu pełnym visningów, zapisałam się na pierwszy wolny termin wizyty na policji, podczas której będę mogła zarejestrować swój tutaj pobyt. Ten termin był bardzo odległy.

Ten termin był dziś.

Umówiona z Lindą, szefową, mając zrobione 2 nadgodziny na planowane wyjście; przygotowana ze wszech miar, spakowawszy nie tylko paszport i umowę o pracę, o czym policja przypomniała mi w mailu kilka dni wcześniej, ale też paski płac (bo ktoś wspominał na facebooku); wyposażona w spodnie wierzchnie, nieprzemakalne i płaszcz przeciwdeszczowy, zwinięty w plecaku – udałam się na spotkanie.

Spotkanie z panią policjantką trwało jakieś… 4 minuty. Czy po norwesku, tak, czemu nie, skąd znam norweski, czy mam dokumenty, czy mam lønnslipy (paski płac! FB nie kłamał!), czy mam umowę wynajmu (no nie, bo skąd, serio trzeba?), jak nie, to nic, proszę poczekaj, proszę oto rejestracja. Pytania? Co ze zmianą adresu i czy dostanę norweski numer identyfikacyjny, fødselsnummer? A to do skattu, chcesz numerek? Nie, dzięki, wzięłam wchodząc.

Usiadłam z książką, 15 numerków przede mną, wreszcie zaprasza mnie do okienka miła blondynka, zmieniamy adres, okazuje się, że naszego budynku nie mają jeszcze w bazie jako miejsca, w którym można mieszkać… Pokazuję leieavtale,  blondynka spisuje adres, drukuje sobie moją umowę. Uzupełniam podanie o numer personalny, dostaję kartkę z adresem, na który mój pracodawca ma napisać maila, potwierdzającego, że dalej będę u nich pracować. (Linda, kiedy jej o tym powiedziałam, przyznając, że to dziwne – pokazuję paski płac, umowę, a oni maila jeszcze chcą! – nie mogła przestać się śmiać i tylko powtórzyła kilkukrotnie kjære gud!).

Wróciłam.

Wczoraj po południu padało, dziś w nocy – jakby niebo się wściekło, jakby świat się kończył, rano – rzęsiście, ale gdy ruszałam o 9:00 – chmury uciekały a na horyzoncie już świeciło słońce. Wracałam, jadąc na rowerze pod pięknym błękitnym niebem.

Na mojej drodze pojawiło się 30-ptakowe stado ciekawych ptaków (myślałam, że to dziwne kaczki). Porobiłam im zdjęcia i dzięki temu Blachow mógł je dla mnie zidentyfikować:

to bernikla białolica, hvitkingås – podlegający ochronie gatunek, którego przedstawiciele właśnie wybierają się przezimować nad Morzem Północnym i dalej na Południu. To zaszczyt, spotkać takie rzadkie i piękne gęsi, nawet jeśli podejrzanie gardłowo kwakają na twój widok.