Słońce zachodzi o godzinie 17:40. Wschodzi o 8:20. W praktyce oznacza to, że wychodzimy do pracy po ciemku, wracamy w dzień, ale po godzinie ćwiczeń i zjedzeniu obiadokolacji za oknem widzę ostatnie promienie słońca…
Dziś ominął mnie element kulinarno-jadalny, gdyż wyciągnąwszy patelnię z szuflady, usłyszałam:
– Chcesz jechać na zachód słońca?
Chciałam. Pojechaliśmy. Na Grefsen, tam, gdzie wcześniej. Było pięknie.
Niestety, ten zachód jak nic innego przypomina boleśnie o mørketida. Nadchodzi czas ciemności, czas jesieni i to nie tej złotej, i czas zimy. Ptaki, które miały w planach podróż na Południe, odleciały. My zostaliśmy.
Czapka widzę jest 😀
Jeślu jest mørketida to czy istnieje lysetida?