Odwiedziny, mrozy i cudze wspomnienia

Blachow i Kuba odlecieli rano. Ruszali o piątej, co oznacza, że jestem totalnie niewyspana. Wybraliśmy się na fajną Mszę, na spacer z zachodem słońca na półwyspie Bygdøy, na świąteczny jarmark (tak, zbyt wczesne jarmarki dotarły i tutaj, zresztą – całe to rozkładane badziewie wygląda jak ciut uboższa wersja wrocławskiego).

Jeżeli komuś wydaje się dziwne, że mój mąż odwiedza mnie już drugi raz w zestawie ze swoim przyjacielem – to ma rację. Mnie też wydaje się to dziwne i niepokojące 🙂

W klubie esperanckim wspomnienia o gorącym kongresie młodzieżowym w Afryce. Nie moje wspomnienia, ja tylko jestem pośrednikiem – ja nie poleciałam do Togo. Mogłabym napisać, że to dlatego, że planowałam ten wyjazd do Norwegii, ze wiedziałam, ze nie będę miała możliwości. To nieprawda. Po prostu się bałam i nie ciągnie mnie do Afryki na tyle, by przezwyciężać strach.

Tym bardziej cenię opowieści i zdjęcia moich znajomych i z radością prezentowałam je klubowiczom w Oslo.