Imieniny, adwent i przygotowania do świąt

Dziś słodki dzień – imieniny Barbary. Dwóm Basiom złożyłam dziś życzenia i zadbałam o drobiazgi dla nich. Basia, z którą mieszkam postanowiła mnie zaś podtuczyć, i nie mnie jedyną, ale całe biuro – bułeczki słodkie jej autorstwa były najciekawszym aspektem dzisiejszego dnia pracy.

Wczoraj zaczął się adwent. Chorowałam, więc nigdzie się nie wybierałam, piekłam pierniczki, piłam herbatę, czytałam (skończyłam „Pozytronowego człowieka” i nie mogę doczekać się naszej o nim rozmowy, mnie ta książka urzekła i chętnie się dowiem, co sądzą o niej pozostali członkowie klubu), oglądałam filmy („Atomic Blonde” – nic szczególnego, ale oglądało się przyjemnie, głównie dzięki ładnym buziom aktorów, zwłaszcza młodego Xaviera; „Prestige” – piękny film o magikach i o zazdrości, zabawny i po prostu piękny, a Rosomaka w cylindrze zawsze przyjemnie zobaczyć; „Człowiek-scyzoryk” – najdziwniejszy chyba film, jaki widziałam, troszkę obrzydliwy, ale z przyjemną muzyką, o człowieku w dziczy i trupie – w tej roli Harry Potter), przygotowywałam (zaocznie) prezenty gwiazdkowe, by nastroić się świątecznie. 

Zaczął się adwent, więc można już szykować święta, nie ograniczając się jedynie do pierniczków. Pozwalam więc sobie pokazać tutaj Jarmark Bożonarodzeniowy w Oslo – pośrodku Karls Johanns Gaty, z diabelskim młynem, karuzelą, lodowiskiem i – gadającymi łosiami:

Trochę to makabrycznie, ale też swojsko-tandetne. Dwa łosie wiszą naprzeciwko siebie i do siebie głośno pokrzykują przez szerokość alejki.
W zeszłym roku we Wrocławiu powiesili takiego jednego, który chrapał, podśpiewywał i coś tam mruczał pod nosem. Czy w tym roku rzucili już dwa?

Zdjęcia pochodzą ze spaceru z Kubą i Bartkiem. Nie z dzisiaj. Dziś praca – dom, żeby jutro być w najlepszej formie, bo jutro przyjeżdża do mnie mój mąż. Sam!