Praca før jula

W oba weekendy, pozostałe do Świąt, mamy pracę. Cieszy nas to, bo za takie nadgodziny dobry grosz wpadnie, a w pracy panuje przyjemny, świąteczny nastrój. Z początkiem grudnia Beata rozdała nam małe kalendarze adwentowe z gustownym obrazkiem. Przypomina o tym, że pracujemy w firmie dostarczającej paczki, owszem, ale nie wali po oczach brązowo-złotym logiem korporacji.

Na paśniku stoi kratka mandarynek (pomarańcze je się na Wielkanoc, w adwencie i na te Święta – je się mandarynki) i butelki soku świątecznego – tutaj to jest naprawdę coś, ta oranżadka rzeczywiście cieszy Norwegów. Smakuje dokładnie jak czerwona Helena (czyt. okropnie), więc jeśli chcecie spróbować typowego norweskiego soku świątecznego – polecam Helenę. Chyba jeszcze ją produkują.

Z ciekawostek – dziecko w pracy nie stanowi tu dla nikogo problemu. Meng nie miał z kim zostawić dzieciaka (na oko około 4 lat, mała kopia Menga), więc wziął małego do roboty. Dziecko siedziało obok, rysowało, kolorowało, pożerało mandarynki, a że gadatliwe jak ojciec (wcale) – nikomu nie przeszkadzało.