Widmo zamarznięcia

Śnieg prószył całą noc. I cały dzień. Rano drzwi wejściowe do naszego bloku zacinały się na śniegu. Sypało, sypało i sypało, aż nasypało około pół metra i w pracy dostaliśmy wiadomość, żeby nie iść blisko budynku, bo z dachu może spadać. Bo i temperatura oscylowała w okolicy zera.

Teraz zrobiło się chłodniej i przestało padać. Po ćwiczeniach narzuciłam na szorty płaszcz, wdziałam lekkie buty, których nie trzeba wiązać, chwyciłam klucz i pobiegłam wynieść śmieci.

Śmietnik otworzyłam, śmieci wyrzuciłam, zamknęłam pokrywę i – nie wyciągnęłam klucza. Utknął. Szarpię, próbuję, dociskam klapę, luzuję – nic. A klucz jeden, wspólny do śmietnika, klatki, przedsionka i mieszkania. Więc szarpię dalej.

Po trzech strasznych minutach grozy i uświadomieniu sobie, że wychodzenie z gołymi nogami na mróz nie było najmądrzejszą decyzją roku, zauważyłam sąsiada na parterze. Parter – norweskie pierwsze piętro – jest na poziomie gruntu. Pomachałam do sąsiada i wbiłam mu do ogródka:
Hei, unnskyld meg, men kan du hjelpe meg? Jeg kan ikke ta ut nøkkelen – wyjaśniłam, gdy otworzył drzwi na taras.
Ja, ja, moment – wskazał swoje bose stopy, – skal bare ta... – poszedł po buty, rzucając w stronę chłopów siedzących na kanapie: – Zaciął jej się śmietnik, idę.

– Tak, zaciął mi się klucz w śmietniku – przyznałam już po polsku ze śmiechem.
– No, mnie też się zacina, te śmietniki to takie marne zrobili… Patryk jestem – przedstawił się, wyszarpując klucz.

Oto historia, jak poznałam Patryka z parteru i nie zamarzłam.

Planowałam dziś opowiedzieć o zwyczajach związanych z karnawałem, ale ze względu na anegdotę z życia – opowiem jutro. Za to podzielę się odkryciem: ‚karnawał’ oznacza: ‚żegnaj mięso’! ‚vale‚ to po łacinie ‚żegnaj’, ‚carne‚ to ‚mięso’. Znam łacinę od dawna, te dwa słowa też, ale dopiero dziś, szukając źródłosłowu ‚fastelavn‚ – rozłożyłam swojski ‚karnawał’ na części.