Biblioteka i mitologia Saamów

Razem z Douglasem wyszliśmy do biblioteki z ulotkami i informacjami o języku Esperanto. Zgodnie z moją prośbą, rozmawialiśmy przy tym cały czas po norwesku. Z Douglasem jest świetnie, bo on mnie poprawia – akcenty, wymowę, czasami radzi, jak mówić, żeby brzmieć naturalniej.

Rozmawialiśmy o mitologii. Bo, jak się okazuje, w Norwegii mitologia grecka jest nieznana. Nie ma jej w szkole, nie zna się greckich czy rzymskich bogów. Sądzę, że to dlatego, że mają własną mitologię. Ale jednak nazwy miesięcy mają grecko-rzymskie. Z tym, że mało kto o tym wie i potrafi znaleźć te nazwy. Oczywiście, każdy wie, że sondag to dzień słońca, mandag – księżyca, tirsdag należy do boga wojny, Tyra, onsdag – Odyna, torsdag – poczciwego i wojowniczego Tora, fredag to dzień Frei, a lørdag – to dzień… prania!

Jest w norweskim powiedzenie sisyfosarbeid – praca bez nadziei na koniec, bez rezultatu. Douglas kojarzył słowo tantalise – z angielskiego, ale używane w norweskim – ale nigdy nie słyszał o Tantalu. Jako że już wcześniej o tym rozmawialiśmy, to sprawdziłam tę informację u współpracowników i u znajomych Norwegów. Faktycznie, mitologia, którą uważamy za jedną z podstaw kultury Zachodu – tu pozostaje nieznana.

Tymczasem ja, siedząc przy tym stole i czekając na ewentualne ofiary, kończyłam książkę „Mellom Verdener” Maret Anne Sara – samska autorka zawarła w tej krótkiej powieści fantastycznej szczyptę samskiej kultury i -a jakże – mitologii.

Rodzina bohaterów powieści zajmuje się polowaniem na renifery – typowo samskie zajęcie. Dwójka dorosłych, dwójka nastolatków: Lemme i Sanne. W okolicy ma być budowany ogromny tor dla motocykli crossowych – co cieszy Lemmego, bo motory to jego hobby. Nie cieszy się tym ojciec, bo wie, że to ograniczy w znacznym stopniu teren polowań. Kłótnia – foch – i dzieciaki wsiadają na motor i jadą w las, gdzie naruszają spokój Eahpáraš – ducha porzuconego w lesie na pewną śmierć niechcianego dziecka. Jako że nie wiedzą, jak się zachować wobec tego rodzaju upiora, zostają zmienieni w parę białych reniferów i uwięzieni w świecie podziemnym. Tam poznają rodzimą kulturę i starają się wrócić do swoich.

Eahpáraš – po norwesku ubyrden – jest dość ciekawy – według ludowych podań Saamów duszyczki tych porzuconych dzieci błąkają się po lesie, przebywając między światami. Kiedy ktoś zakłóci spokój – Eahpáraš może go przemienić, uwięzić lub nawet zabić. Ale najpierw ostrzega strasznym wrzaskiem. Wtedy należy „ochrzcić” ducha – odmawiając Ojcze Nasz wspak i nadając mu imię. Tak ochrzczone dziecko opuści już ten świat i uda się dalej. Tu można posłuchać opowiadania, a tu – poczytać o tym rodzaju demona (po norwesku, samskiego nie znam).

Szukałam też książki Siri Pettersen „Dziecko Odyna” – „Odinsbarn” – ale nie było na półce. Jutro pożyczę i będę dalej czytać norweskie książki, łudząc się, że w ten sposób też się uczę.