Mole i konie – norweskie wyrażenia

Chodzi o książki, a skoro o książki, to i o czytelników. Dokładniej – czytelników zawziętych, którzy kochają czytać (swoją drogą tutaj już mi się zdarzyło 3 obcym osobom odpowiadać na pytanie: „możesz tak czytać i iść, czytając?” – zadane notabene,gdy szłam i czytałam, więc raczej jako pytanie retoryczne).

Bibliofil to po norwesku… bibliofil. Mało zaskakujące. Ale można przecież też inaczej… Miłośnik książek może zostać tu, na Północy, złożony w zgrabne bokelsker; elske – to kochać, bok – to książka. Tak się nazywa też strona, na której znalazłam wyjaśnienie bardziej zaskakującego terminu – lesehest.

 przykład lesehesta w środowisku naturalnym, z czytnikiem na poduszce.

Lesehest znaczy dokładnie koń czytelniczy; lese – czytać, hest – koń.  Najstarsze użycie tej zbitki wyrazów zanotowano w norweskim w drugiej połowie dziewiętnastego wieku, poczodzi ono z duńskiego. Złączeń z koniem używało się do podkreślenia, że osoba wykonuje jakąś czynność nie żałując sił, na wysokich obrotach, intensywnie. Stara strona NRK podaje za przykład arbeidshest – ktoś pracowity.

Oczywiście, międzynarodowy robak zjadający papier trafił również do języka norweskiego. Polacy mają mola książkowego, anglicy bookworm, norwedzy -bokorm. Dopiero na norweskiej wikipedii znalazłam możliwą etymologię tego wyrażenia. Bo skąd skojarzenie, że jak ktoś czyta, to zjada książkę? Na tym skojarzeniu zasadza się termin „mól książkowy”, ale ono przecież nie nasuwa się samo. Więc skąd?

Otóż istnieje teoria, że z Apokalipsy św. Jana! Jest tam fragment, w którym anioł podaje Janowi książkę i mówi „weź i zjedz ją” (po norwesku dokładnie: „Ta den og et den”, cały fragment: „Poszedłem więc do anioła, mówiąc mu, by dał mi książeczkę. I rzecze mi: <<Weź i połknij ją, a napełni wnętrzności twe goryczą, lecz w ustach twych będzie słodka jak miód>>” – Ap 10, 9). Nie jestem przekonana do tej teorii, ale jest ona na ciekawa. Godna zastanowienia.

cytat ze „Wzgórza psów” Żulczyka

Dziś o książkach, bo oto skończyłam czytać „Modyfikowany węgiel” – odskocznię od norweskojęzycznej lektury, po egzaminie musiałam odpocząć, a w pracy – kończyłam słuchać sagi o Wiedźminie Sapkowskiego. Również serialowo – podczas dzisiejszego treningu zakończyłam po 4 sezonach śledzenie Battelstar Galaktiki. Cóż, coś się kończy, coś się zaczyna – wracam do „Odinsbarn” Siri Pettersen i szukam nowego serialu (przecież do czegoś trzeba ćwiczyć!).