Słońce, umiarkowanie ciepło, końcówka kwietnia. Po mszy świętej (norweska, bo wszak za tydzień kolejny egzamin) pojechałam szukać wiosny.
Pod pałacem kwitnie magnolia i forsycja. I nasadzone pod nimi irysy i korony cesarskie. Wszystkie inne krzewy i drzewa czekają z wypuszczeniem liści na maj.
Na drzewach pąki. Już zaraz, za chwilę…
Dmuchawiec przy Nasjonalteateret już „zakwitł”. Uwielbiam tę fontannę.
Z parku Wigelanda przegnały mnie groźnie wyglądające chmury.
Wróciwszy do domu piekłam ciasteczka.