Esperanto a komuniści

Anegdota zacznie się od bogów greckich i nordyckich, od nazw planet i dni tygodnia. Bo o tym rozmawialiśmy z Douglasem w marcu, siedząc w bibliotece na Bjerke. Skąd pochodzą nazwy dni tygodnia (od bogów germańskich-nordyckich), skąd planety i miesiące (bogowie rzymscy i cesarze), jak wygląda nazewnictwo w językach słowiańskich, etc.

Zaproponowałam, że na którymś spotkaniu opowiem o bogach greckich i ich miejscu w kulturze. Okazało się jednak, że Norwedzy bardzo, bardzo słabo znają mitologię grecką. Dużo słabiej – jak mnie się zdaje – niż Polacy. Być może dlatego, że mają własną mitologię? Choć nie obstawałabym przy tym zbyt uparcie, gdyż wielu wypytywanych przeze mnie Norwegów okazywało się nie bardzo kojarzyć kogokolwiek poza Odynem i Torem.

W języku norweskim mają pojęcie nemezis, mąk Tantala czy syzyfowej pracy. Znają narcyzm czy kompleks Edypa. Ale świadomość źródła tych wyrażeń jest nikła. Opowiadałam więc te mity.

Na wczorajszym spotkaniu w klubie przyszedł czas na mój temat. Poprosiłam też, żeby każdy, kto przyjedzie, przypomniał sobie jakiś mit i go opowiedział. Oczywiście, zrobił to tylko Otto. Byli Douglas, Otto, Kjell, Harald, Agnis i -nowy w klubie – Alexander. Douglas wspominał o młodym (na oko 30) Alexandrze, który pojawił się na ostatnim spotkaniu  (mnie nie było, do mnie przyjechali rodzice). Ale poza tym, że był i że uczy się dopiero języka – nie napisał zbyt wiele. Starałam się dopasować sposób mówienia do jego możliwości. Na razie znikomych – rzeczywiście – dopiero się uczy. Gość się, oczywiście, nie odzywał. Ale do czasu.

Kiedy przemówił – to pierwsze słowa skierował do mnie i pokazał mi kartkę, na której miał zapisane „kongres” i słupki cyfr. I łamanym esperantem/norweskim zaczął mi wyjaśniać, że sprawdził ceny kongresu, samolotu, karawany…

– Okej, ale po co? – spytałam, bo było to dla mnie na prawdę niejasne.
– Ale czy zwróciłeś się z prośbą o dofinansowanie do klubu w Trondheim, jak ci napisałem? – wtrącił się Douglas. I wyjaśnił mi, że Alexander już z tym pytaniem się zgłosił poprzednio – czy klub mu zafunduje najbliższy kongres młodzieżowy w Hiszpanii. W lipcu tego roku. Żeby mógł poznać środowisko esperanckie.

Wyjaśnię: kongres to nie szkoła, na kongresy jeżdżą ludzie, którzy znają esperanto, bo to jest jedyny obowiązujący na nich język. Nie znając go – głupio jechać. Poza tym chyba nie muszę tłumaczyć, że jak ktoś przychodzi do klubu i z miejsca prosi o pieniądze, to nie należy ich dawać? Zazwyczaj zresztą organizowane są akcje pomocy finansowej – tylko zwykle lokalna organizacja rekomenduje osobę organizatorom kongresu – i taki ‚stypendysta’ pomaga w pracy w trakcie kongresu (ja byłam na tej zasadzie w Izraelu, gdzie nagrywałam dla radia sprawozdania, napisałam kilka artykułów do gazet eperanckich i co wieczór prowadziłam herbaciarnię – tzw gufujo).

Zapytałam go, co będzie robił na kongresie. Nie wie. Czy w miesiąc nauczy się języka. Nie wie. Wreszcie: czy planuje po wakacjach pomagać w klubie. To miałoby sens – prosi o pomoc, ale ma zamiar oddać później – pracą.
– Jak będę miał czas – odpowiedział po norwesku. – Bo pracuję też dla partii.
– Jakiej partii – zapytałam.
Chwilę się kręcił, ale w końcu podał nazwę: NKP. Norges Komunistiske PartiPięknie.

Otto zaczął – jak to on – referować z pamięci historię tego ugrupowania, jak powstało, z kim się koligaciło, do kogo ostatnimi laty traciło członków. Ja skupiłam się na tłumieniu wewnętrznego śmiechu – kto przychodzi żebrząc o pieniądze, nie proponując nic w zamian? Komunista.