Sankthansaften – noc świętojańska

Najkrótsza noc roku jest świętowana w większości, jeśli nie we wszystkich kulturach świata. Przesilenia, równonoce – to coś, co trudno zignorować, nie da się nie zauważyć.

Chrześcijaństwo zaproponowało świętego Jana Chrzciciela na patrona przesilenia letniego, ofiarując mu w opiekę wszelkie przedchrześcijańskie obrzędy związane z najkrótszą nocą w roku. Chrzciciel pasował świetnie do zakazu kąpieli przed słowiańską kupalnocką i odczarowywania wody, by utopce nie zagrażały dłużej: „wiesz, że przed Kupałą kąpać się nie godzi, wiesz, że przed Kupałą po dnie licho chodzi”.

W Skandynawii najbardziej tradycyjne dla święta są ogromne ogniska rozpalane na wodzie: Sankthansbålet. Ten ogień powinien wzmocnić potęgę słońca i przedłużyć i tak najdłuższy dzień. W Danii na szczycie ogniska pali się kukłę przedstawiającą wiedźmę. W Szwecji buduje się słupy majowe (ale letnie słupy majowe) – midtsommarstång – i tańczy się wokół nich. Wianki są popularne, ale raczej nie rzuca się ich na wodę. O zwyczajach związanych z Jonsok – jedna z nazw nocy świętojańskiej – można przeczytać tutaj.

 

Ja wybierałam się na Akerbrygge, ale oni ognisko zapalili o 19:00 (zachód słońca o godzinie 22:53). W dzień pojechałam z Basią i Tomkiem na wycieczkę krajoznawczą aż za Hønefoss, do Jevnaker i dalej, wzdłuż jezior.


Na wybrzeże w Oslo dojechałam rowerem o 21:00. Ognisko wygasło, ale nadal trwały koncerty i – mecz Niemcy-Szwecja, oglądany i okrzykiwany w dwóch strefach kibica – na Akershus i przed Akerbrygge.

Do domu wróciłam po zachodzie słońca. Ten był spektakularny, całe niebo pokrył pomarańczem i różem.