Meblodawanie

Powoli pozbywam się mebli, które rok temu kompletowaliśmy. W kawalerce nie będzie miejsca (ani potrzeby) na ponad połowę naszych mebli. A ja na pewno nie chcę zostawić ich w charakterze potencjalnego problemu, bo mieszkanie do 8 sierpnia ma wyglądać jak dawniej – puste i czyste. Więc na stronę finn.no wrzucam zdjęcia ze szczerymi opisami i powoli rozdaję.

Na pierwszy ogien – już w weekend – poszły meble balkonowe i kanapa. Te  rzeczy były w najgorszym stanie już kiedy je braliśmy rok temu. Ale był trochę pośpiech, by Julka – pierwszy gość – miała na czym spać, a balkonowy zestaw – był gdzieś po drodze. I tak zostało. Obawaiłam się ciut, że pani, która się zgłosiła, zrezygnuje, jak obejrzy (siłą rzeczy na zdjęciu nie widać, że kanapa niewygodna, choć szczerze napisałam, że dość zniszczona). Ale zainteresowana wysłała do mnie tragarzy. Okazali się Polakami (zresztą, ciut oszukała, pisząc im, że to „niewielkie meble”, a tu – kanapa).

Zabawna historia dotyczy wysokiego stolika, który stał w moim pokoju. Wystawiłam naraz ten stół i stolik salonowy. Do obu zgłosili się ludzie – nazwijmy ich od ich loginów – Hamid (do wysokiego stolika) i Jesa (do salonowego). Oboje skontaktowali się przez e-mail.

Hamid: Chciałbym odebrać stolik 🙂
Ja: Ok, możesz przyjechać dziś o 17?
Hamid: Tak, mogę 🙂 mój numer: … 🙂
Ja: Nie mam pieniędzy na telefonie, więc lepiej, żebyś to Ty zadzwonił, jak będziesz na miejscu, Lørenveien 53b, numer 301 (zadzwon na telefon, bo domofonu nie słychać).
Hamid: Supert! 🙂

Z tymi buźkami był trochę męczący, ale lepszy niż jeden kupiec papierosowy, który na końcu każdego zdania wstawiał trzykropek… Każdego…

Wróciłam z pracy, rozkręciłam stolik. SMS – od Hamida: Będę wcześniej, czekam pod drzwiami 🙂 . Hm… Świetnie. Nie odpiszę, przecież napisałam, że nie mam hajsu. Wyjrzałam przez okno – nikogo. Myślę, może biedak stoi na rogu, to schodzę. Nikogo. Wracam, kończę rozkręcanie, wyglądam przez okno – jest, ktoś zaparkował i teraz mierzy bagażnik.
– Hej, tam w dole – wołam, – to ty przyjechałeś po stolik?
– Tak, ja! – odpowiada koleś około 40stki.
– To chodź na 3 piętro, zadzwon na 301 i ci otworzę. Bez H!
(Jak się zadzwoni 301H to odzywa się domofon u Tomasa w hybelu, a ten w przedpokoju to 301).
Słyszę z przedpokoju, że zadzwoniono jednak do Tomasa, Tomas tłumaczy, że to nie tu, Hamid dzwoni do mnie otwieram.

Dałam mu stolik, powiedziałam, że pisałam przecie, że nie oddzwonię, bo nie doładowałam telefonu. Spoko, spoko, ucieszył się, poszedł.

Zaraz dzwoni: że stolik powinien mieć takie podpórkowe belki, mówię, że taki jak na zdjęciu był, jest; więcej elementów nie mam. Bo ja go z finn.no rok temu dostałam. Ale że przestał rok u mnie, to pewnie dalej postoi. Okej, okej, dzięki.

Znów dzwoni: a że skoro się przeprowadzam, to moze sprzedaję mieszkanie? Nie, nie, wynajmowane było. Okej, dzięki.

Dzwoni raz jeszcze: że on z tym stolikiem. To on mi zapłaci. Tu już doszło do nieporozumienia, bo skoro chce płacić za jakiś stolik, to ja zrozumiałam, że on chce ten salonowy, a że jest zarezerwowany na finnie, to pomyślał, że zapłaci i weźmie, skoro jest niedaleko. Więc mówię: nie, stolik salonowy jest zarezerwowany do środy, nie chcę oszukiwać dziewczyny, która go chciała. A on dalej, że zapłaci. No to mówię: wiesz, ja cię w ogóle nie rozumiem, możesz mi napisać, w czym problem? Okej, okej.
Zaraz dostaję SMS: Ja ci za ten wysoki stolik zapłacę 200 NOK. Zdziwiona, odbieram telefon, bo on znów dzwoni.
– Nie musisz mi płacić, ten stolik jest za darmo – mówię.
– Wiem, ale mi pomogłaś, to ci zapłacę – wyjaśnia Hamid. – Próbowałem ci wysłać pieniądze przez vipps, ale dostałem zwrotkę, że nie masz.
– No nie mam. Ale serio, nie trzeba. Ja ten stolik miałam za darmo.
– Ale ja nalegam. Daj mi może konto.
– Dobra, to ci mailem napiszę, bo nie mam jak SMSem, okej?
– Chyba, że jesteś w domu, to ja jestem pod drzwiami.
– Okej, to ci otworzę.

Basia, słysząc to wszystko zaproponowała obstawę. Ale po prostu otworzyłam drzwi na korytarz, koleś dał mi 200 NOK, ja mu powiedziałam, że serio, nie trzeba, on powiedział, że on tak woli i że mi dziękuje, ja też mu podziękowałam i tyle.

Tak więc oddając meble za free, nawet wybrakowane, można zarobić stówkę. Nie powiem, to miłe.

Tymszasem Jesie zaproponowałam oprócz stolika salonowego łóżko – powiedziała, że chce i że dziękuje za propozycję; umówiłyśmy się na środę wieczorem. Więc dziś ostatnia noc w moim łóżku (potem zostawaim sobie materacyk wierzchni. Oddałabym go również, w piątek, ale Jesa ma napięty grafik i pasuje jej środa, a piątek nie).

Pożegnałam się dziś z Douglasem. Maluję pożegnalne pierniczki. I żegnam się powoli z mieszkaniem. Dobrze się tu żyło.

Przestrzeń miejska

Takie cudo znalazłam między dworcem a operą. Rabatka z podziałem na rośliny dzikie, piękne i jadalne. I z dokładniejszym opisem, jak, co i dlaczego sadzić na rabatce:

Po licznych zdjęciach rzeźb współczesnych i ciekawych miejsc Oslo można się było już dawno zorientować, ze miasto bardzo dba o swój wizerunek. O przestrzeń. Murale – głównie na Tøyen, ale nie tylko – rzeźby w parkach, rabaty, projekty.  Turyści z japońskich wycieczek mają rację, nie chowając aparatów!

„Nawet jeśli nie uda ci się wyjaśnić ani wyrazić czegoś czy znaleźć odpowiedniego słowa / nie to, co mówisz ma znaczenie, ale to, *że* coś mówisz.

Przestrzeń miejska to również reklamy. I tutaj mam ciekawą letnią kampanię do przedstawienia. Chodzi mianowicie o – reklamy prezerwatyw, przygotowane przez sieć 7-eleven:

W tym miejscu – na dworcu centralnym – nie ma już tych reklam. Sprawdziłam. Akurat to zdjęcie pochodzi z artykułu, w którym autor stara się rozgryźć tę kampanię i przedstawić reakcje na nią. Artykuł (po norwesku) można przeczytać tutaj.

Norwegia rzeczywiście prowadzi w rankingach na wykrytą chlamydię. Powodów może być kilka, m.in. może tu jest lepsza diagnostyka? Ale 7-eleven wykorzystał ten fakt i przedstawił chlamydię niemal jak dziedzictwo narodowe – obok pięknych norweskich krajobrazów, strojów ludowych, białych nocy. Ola i Kari Norman stoją na plakacie pod napisem: Witajcie w Norwegii, kraju chlamydii.

Autorzy kampanii reklamowej twierdzą, że jest ona kierowana przede wszystkim do Norwegów, nie do turystów; zwracając się do innych i ostrzegając ich niejako przed tubylcami – najłatwiej przykuć uwagę tych ostatnich. Poza tym humorystyczne odniesienie do romantycznego obrazu Norwegii ma dodatkowo igrać z uczuciem dumy narodowej.

(Ja mam swoje zdanie: nie chciałabym reklam: witaj w Polsce, kraju rzeżączki, a niechęć ta jest tylko trochę mniejsza od niechęci zarażenia się. I podobnie – nie chcę reklam kondomów w wersji 7-eleven. Bo kocham Norwegię)

Inaczej prowadzi swoją kampanię uświadamiającą Helsedirektoratet – departament zdrowia. Te reklamy sugerują, że Norwedzy nie bardzo wiedzą, jak używać prezerwatyw, ale – mnie bawią bardziej niż chlamydia. Może dlatego, że cieczy mnie, że mogę rozszyfrować ocenzurowane słowa? (Zdjęcia moje, ze stacji pod dworcem, ale o kampanii – po norwesku – tutaj).

Słowo o mojej ulubionej kampanii reklamowej – Storytel. Aplikacja, którą miałabym dawno zainstalowaną, gdyby do słuchania w niej audiobooków nie trzeba było mieć stałego dostępu do internetu. W każdym razie – mnie bawi i podoba się jednocześnie:

 

Komunikacja miejska

Nie używałam zbyt często komunikacji miejskiej – jedynie, gdy miałam gości. Na codzień poruszałam się po mieście na piechotę lub rowerem. Ale jest pewna rzecz, o której dotąd nie pisałam, bo była dla mnie oczywista – znałam ją z Bergen. Mianowicie: jak się zachowują ludzie w komunikacji miejskiej.

Wsiadanie: na przystankach napisane jest często: først av – bo mieszkańcom Oslo naprawdę trzeba przypominać, żeby najpierw wypuścili wysiadających. Bo, jak zauważyła moja siostra: „to jest dzicz!”. Ludzie nie czekają, aż pasażerowie wysiądą – ale może to też dlatego, że wysiadający się nie kwapią.

Zajmowanie miejsca: Norwedzy unikają kontaktu. To znaczy, że zanim ktoś usiądzie obok Ciebie, obejrzy się, czy w zasięgu wzroku na pewno nie ma całego podwójnego miejsca. I będzie szedł te 7 rzędów dalej, jeśli takie zauważy. A jak już siądzie – to tak, jak ja na zdjęciu powyżej – posadzi obok siebie swoje torby. (A jesli to Ty się dosiadasz do takiego biednego Norwega – to patrzy na Ciebie, jakbyś mu rodzinę wybił. True story.)

W czasie jazdy: Norwedzy bardzo starają się nie spojrzeć na siebie nawzajem. Bardzo. Jeśli złapię czyjś wzrok – ta osoba się totalnie peszy. Jeśli się nie peszy – to zwykle dlatego, że jest imigrantem, jak ja. Wtedy zwykle się uśmiechniemy, zanim wzrok pobłądzi dalej.

Nie zwalnia się miejsc! (może też dlatego przy wsiadaniu jest pośpiech i walka o miejsce). Tu nikt nikomu nie zwalnia miejsc, bo też nie oferuje się pomocy. Zaoferowanie pomocy czy miejsca to pokazanie: widzę, że sobie nie radzisz. Oczywiście, nikogo się raczej w ten sposób specjalnie nie urazi, ale można sprawić przykrość. Jeśli ktoś naprawdę chce usiąść, nie czuje się na siłach stać – poprosi. Uprzedzająca uprzejmość nie jest tu w cenie.

(Dlatego w Bergen, kiedy już jeździłam bybane, to stałam. Bo to nie na moje nerwy było – siedzieć, kiedy starsze osoby stoją…)

Wysiadanie: Norwedzy wysiadają powoli. Zazwyczaj czekają aż pojazd całkiem się zatrzyma – dopiero wtedy wstają.
Wszystkie przystanki tramwajowe i autobusowe są na żądanie. To nie znaczy, że trzeba jakoś specjalnie machać na przystanku – jak kierowca widzi kogoś na przystanku – to się zatrzyma. Ale od środka trzeba naciskać przycisk. Warto o tym pamiętać. Metro i łódki zatrzymują się na każdym przystanku

 

 

Til Ungdommen – do młodzieży

Chodzi mi po głowie wiersz Nordahla Griega z 1936. Kiedy opowiadałam teściom historię fortu i egzekucji 42 członków antyhitlerowskiego podziemia – myślałam o tych słowach. Nie umiełam ich ad hoc przetłumaczyć, więc nie chciałam kombinować i próbować opowiedzieć. Ale zachęcam do posłuchania (są piękniejsze wykonania -np. Sissel Kyrkjebø- ale poniższe zawiera pełny tekst). Wiersz nazywa się Do młodzieży, często tytułowany jest incipitem – otoczeni przez wrogów.  Muzyki doczekał się w 1952 roku.

Kringsatt av fiender, gå inn i din tid!
Under en blodig storm – vi deg til strid!

 Kanskje du spør i angst, udekket, åpen:
hva skal jeg kjempe med, hva er mitt våpen?

 Her er ditt vern mot vold, her er ditt sverd:
troen på livet vårt, menneskets verd.

 For all vår fremtids skyld, søk det og dyrk det,
dø om du må – men:  øk det og styrk det!

 Stilt går granatenes glidende bånd.
Stans deres drift mot død, stans dem med ånd!

 Krig er forakt for liv. Fred er å skape.
Kast dine krefter inn: døden skal tape!

 Elsk – og berik med drøm – alt stort som var!
Gå mot det ukjente, fravrist det svar.

 Ubygde kraftverker, ukjente stjerner –
skap dem, med skånet livs dristige hjerner!

 Edelt er mennesket, jorden er rik!
Finnes her nød og sult, skyldes det svik.

 Knus det! I livets navn skal urett falle.
Solskinn og brød og ånd eies av alle.

 Da synker våpnene maktesløs ned!
Skaper vi menneskeverd, skaper vi fred.

 Den som med høyre arm bærer en byrde,
dyr og umistelig, kan ikke myrde.

 Dette er løftet vårt fra bror til bror:
vi vil bli gode mot menskenes jord.

 Vi vil ta vare på skjønnheten, varmen –
som om vi bar et barn varsomt på armen!

Kiedy myślę o czasie II wojny światowej tutaj, w Norwegii to z jednej strony – tak, Norwegia miała swojego Quislinga, miała więc ten czas okupacji spokojny(w porównaniu z krajami, które walczyły, choćby krótko, ale uparcie przeciw nazistowskim Niemcom). Miała też króla, którego emigracja była jedynym logicznym wyjściem – w hitlerowskim porządku świata nie było miejsca na królów. I dzięki tej ucieczce można było, gdy już Niemcy przegrali, stwierdzić – Norwegia nigdy się nie poddała.

Nie wiem, jak Norwegia, ale ci, którzy się nie poddali – ich podziwiam. Bo walczyli w walce w której nawet ich rząd, rząd norweski, złożony z polityków, którzy wcześniej byli wybierani przez lud – był jednak po drugiej stronie.

Jeść po norwesku

Już o tym trochę pisałam, wymieniając, co jest typowo norweskie. Ale dziś dodam jeszcze trzy grosze i anegdotę sprzed kilku lat.

Akademik, czternaste piętro, kuchnia. Mamy nieformalne zebranie takiej grupy roboczej – studenci, planujący zajęcia dla innych erazmusowych studentów czyli trochę „jak marnować unijne pieniądze, żeby zostały nam po nich dobre wspomnienia i żebyśmy potem bez goryczy płacili podatki, wiedząc, na co idą”. Zamówiliśmy sobie pizzę. Plotkujemy, śmiejemy się, jemy.
– Hej, widzę że macie pizzę, mogę trochę? – zapytał, wchodząc kolega z piętra wyżej, Norweg.
– Jasne, częstuj się – ktoś odpowiedział.
Czego można się spodziewać? Weźmie pizzę, włączy się do rozmowy, przynajmniej przysiądzie, prawda? A gdzie tam, Jesteśmy w Norwegii. Kolega wziął dwa kawałki i wyszedł.
Patrzyliśmy przez chwilę na drzwi. Niektórzy byli już w Bergen drugi semestr, powinni się przyzwyczaić. Ale jakoś – nie. Polacy, Włosi, Azer, Węgier, Niemka, Słowacy – nie ogarnialiśmy. Przecież je się razem!

– Gdzie jedzenie jest lepsze: tu czy tam? – Basia podpytuje Nowerę, jadącą jutro na wakacje do Pakistanu.
– Tam! Między innymi dlatego, że wszystko jest halal, nie trzeba pytać. (Norwedzy zwykle bardzo nie lubią, kiedy się pyta, co jest w jedzeniu, jakby nie oganiali, że można nie jeść niektórych rzeczy…)

Dziś przyszło się pożegnać z Nowerą właśnie, z Sahar, obok której siedzę, Raqelą z Meksyku, która wróciła z miesiąc temu z macierzyńskiego i z Idunn, z którą jestem w grupie roboczej. Najbliższy kontakt miałam z dwiema pierwszymi – razem jadałyśmy. Kiedy nie było w pracy Basi, to Sahar mi mówiła, że czas iść jeść. I dołączała w kuchni. Z nimi pożegnanie było odrobinkę smutne. Wspólne zdjęcia, uściski. Pamiątka od Sahar.

Z Raquelą będę znów blisko współpracować, jak dawniej. Więc tylko podsumowałyśmy obie, że fajnie się było wreszcie zobaczyć i że teraz nam się będzie przyjemniej pisać. Uściskałyśmy się i ucałowałyśmy.

Idunn stanęła 4 metry ode mnie i powiedziała: Lykke til videre i że miło było się poznać. Ot, norweski styl.

Tęcze i Vigeland

Dziś przez Oslo przeszła parada równości – to gwóźdź programu trwającego od tygodnia, tzw. tygodnia dumy – pride week czy tez pride festival. W tym czasie – w tygodniu okolo 28 czerwca – parady, festiwale, koncerty, różne akcje związane z ruchem LGBT, a ostatnimi czasy też Q, +, etc.

Dla mnie ten tydzien to obecność tęczy w szarej rzeczywistości miasta. To lubię.

Wybór 28 czerwca nie jest przypadkowy i nie chodzi tylko o pogodę (choć sądzę, że pogoda może tu pomagać w zapewnieniu większej liczby uczestników). 28.06.69 policja zrobiła najazd na klub Stonewall Inn w Nowym Jorku. Gejowski klub nie pierwszy raz stał się celem policji, ale to ten jeden najazd doprowadził do zamieszek następnego dnia. Zamieszki doprowadziły do rozprzestrzenienia się ruchu równościowego.

Wiele lat później w Norwegii można już od 10 lat wchodzić w jednopłciowe dwuosobowe związki, a rozwody w tych związkach są podobnie popularne, co w związkach dwupłciowych. Więc akurat tutaj raczej nie chodzi o równouprawnienie (choć na stronie organizatorów można przeczytać o grupach, które nadal o to równouprawnienie walczą…), ale parada jest kolorowym świętem. Z różnymi – często kuriozalnymi – hasłami:

Oglądałam kolorowych, wymalowanych, poprzebieranych ludzi z okien tramwaju i metra, bo moje plany na dziś były ustalone: rano Vigelandsanlegget z teściami, a potem – praca.

Oni popłynęli na wyspy, plażować. Trochę zazdroszczę, ale pecunia non olet, a już niedługo za nadgodziny nie będzie takich kokosów. Już niedługo wracam do mojego świata!

Skattoppgjør i podlewanie

Przyszło porozumienie podatkowe i związany z nim zwrot podatku. Cały proces rozliczenia podatkowego wygląda tu tak (już to opisywałam, ale teraz nastąpił happy end, więc mogę powtórzyć):

1. Przychodzi czas i wtedy też przychodzi proponowane przez urząd rozliczenie – według karty podatkowej, której numer zależy od tego ile prac się posiada i jaki jest spodziewany dochód roczny.
2. Można zaakceptować. W tym celu podpisać i odesłać rozliczenie lub kliknąć, że okej, lub też wcale nie zareagować – brak reakcji to zgoda.
Można też zaproponować zmiany. Na przykład zaznaczyć ulgę za pierwszy rok pracy w Norwegii. I przesłać tę propozycję listownie lub przez Internet. Tak zrobiłam.
3. Urząd potwierdza lub podważa proponowane rozwiązanie. Jeśli potwierdza – to od razu wysyła pieniądze. Jeśli podważa – to znów wysyła propozycję.

Podatnik ma jakiś strasznie długi czas, kiedy może zgłosić, że jednak źle się rozliczył i proponuje coś innego. Chyba są to cztery lata.

Inna dobra wiadomość: można już podlewać ogródki. Wszystkie drzewka i krzewy mogą odetchnąć z ulgą. Zwłaszcza, że prognoza na najbliższe dni nie przewiduje deszczu. Ani nawet jednej chmurki. Cieszę się, bo kolejni goście będą mogli cieszyć się piękną pogodą!