Stało się. Podpisano, mieszkanie będzie nasze. Wynajęliśmy. Kto wie, czy na dobre, czy na złe, kto wie, czy jeszcze nie będziemy żałować. Ale na żale przyjdzie czas. Teraz – ulga.
Będziemy mieszkać 7 minut rowerem, 20 spacerem od pracy. Podobna odległość dzielić mnie będzie od klubejo. Mieszkanie przestronne, puste, nowe. Balkon. Trzecie piętro (zainteresowanym, którzy słusznie kojarzą, że sprawa toczyła się między parterem/pierwszym piętrem a trzecim/norweskim czwartym wyjaśniam: to będzie drugie/norweskie trzecie piętro, tuż pod tym, które wczoraj oglądaliśmy). Takie samo w planie.
Telefon, gdy byłam w pracy. Radość – moja i Basi. A potem – droga przez mękę. Przeczytaj bowiem kontrakt i podpisz. Przeczytaj kilka stron, drobnym maczkiem, w języku bądź co bądź obcym i na papierze wcale nie radośnie przyjaznym, wcale nie śpiewającym. No i czytałyśmy.
Zaczęłyśmy z energią.
Było coraz gorzej…
Padałyśmy na twarze po całym dniu pracy – jeszcze takie „przyjemności”, na co to komu, może zrezygnujemy, może się wycofajmy, nie dla nas mieszkania. Ale przemy dalej.
Ostatnie pytania. O co tu właściwie chodzi, a jak mamy segregować śmieci, a protokół odbiorczy to we wtorek?
Koniec. Możemy już iść. Wszystko, co się miało stać – stało się. A wszystko to – Bóg jeden raczy wiedzieć, czy było dobre.
A na ten koniec – zwierzę się z czegoś wstydliwego – z jedzenia. Zwykle wspomnienia z podróży to wspomnienia jedzenia. Nawet Pasek w Pamiętnikach poświęcał temu zagadnieniu niemało miejsca. Ja nie bardzo poruszam ten temat bynajmniej nie dlatego, że nie jem lub że nie jem dobrze. Ale w dobie fb, instagrama, ba, w porównaniu z tym, czego zdjęcia raz po raz mi własny mąż wysyła (a to steki, a to pizza, a to kurczak z grilla z fasolką) – to ja nie bardzo się mam czym chwalić. Bo jak mam na zdjęciu pokazać, że masło, którym posmarowałam chleb jest przepyszne, takie jak pamiętam i jednak za nim tęskniłam? Albo że Kneipp brod smakuje dokładnie tak samo jak 6 lat temu? Albo że ten tani dżem z pomarańczy to jest dokładnie to, co jadłam na 14tym piętrze fantoftu?
Ale dziś uczciłam podpisanie cyrografu prawdziwą jajecznicą na cebuli. Proszę, paście oczy:
:*