Ślamazarna Środa

Cały dzień padał deszcz. Mocno, uciążliwie, nieustannie. Wszystko się dziś wlokło i mokło. Buty – mokły, koła – się wlokły, sprawy z mieszkaniem – tak samo. Więc odebraliśmy dwa pozostałe komplety kluczy, kilkukrotnie sprawdziliśmy wjazd do garażu (otwiera się go na telefon! Dostaliśmy numer, pod który dzwoni się, stojąc pod drzwiami i wtedy się otwiera brama – dziwaczne rozwiązanie).

Oczywiście, idąc z klubejo do mieszkania – pomyliłam drogę. Ja ciągle mylę drogę. Nie na długo i nie jakoś zupełnie. Ale za to nieustannie. A strony – i świata i światopoglądu – to zupełnie pomieszana sprawa. Jak to niedawno ujęła słusznie Basia:
– Ania, o czym myślisz, kiedy mówisz „w lewo”?

O 22, robiąc pranie przez skype – mąż jednak stwierdził, że można zrobić pranie, choć w trakcie segregowania niemal się złamał i poddał, stwierdzając, że jak kupi więcej majtek to jeszcze przez jakiś czas nie będzie musiał prać – ogarnęłam, że zjadłam dziś tylko pomarańczę i tosta. Naprawiłam to czym prędzej.