W domu, tym prawdziwym, czeka ściana książek. Ale tu też mam książki – dzięki Bartkowi spakowane wygodnie w czytnik. I też mam fotel. Czego chcieć jeszcze?
Po „Paradyzji” Zajdla przeczytałam „Wzgórze Psów” Jakuba Żulczyka. Dostałam je od siostry. Jest naprawdę dobre, akcja toczy się wartko, poszczególne sceny napisane jakby z myślą o natychmiastowej ekranizacji. Moim skromnym zdaniem – ekranizacja by nie zaszkodziła. W tę toczącą się dobrym tempem akcję co jakiś czas wpisane są rozważania. Np. o języku:
Lubię takie zbiegi okoliczności, które powodują, że odwiedzająca nas Julia czytała na identycznym czytniku tę samą książkę co ja.
Sięgnęłam potem po debiut Gretkowskiej, do czego skłonił mnie tytuł: „My zdies emigranty”. Tytuł trochę mylący, ale książka mnie nie zawiodła – Maria Magdalena, biblioteki i szukanie powiązań, anegdoty ze studenckiego życia – to wszystko było dobre. Choć fabuła by nie zaszkodziła.
Teraz czytam antyutopię Zamiatina – „My”. Dobrze się czyta, choć forma na początku drażni. Szklane pokoje, społeczeństwo uporządkowane, jak w Paradyzji ściany pokoju można zasłonić jedynie na określony czas. Wszystkiemu przyświeca myśl o okowach:
Cywilizacja ukształtowana po jednej stronie, cywilizacja, która wybrała lepiej niż pierwsi rodzice:
Tak więc czytam sobie książki. Zadowolona, że mogę siedzieć w fotelu i nie muszę wychodzić na deszcz…
Mogę też dzwonić do Rodziny i Przyjaciół. I pisać z nimi. Rodzina i Przyjaciele – to najcenniejsze, co jest. Jestem Wam wdzięczna za to, że jesteście.