Z okazji zimy i dojmującego chłodu, przykrego zachmurzenia i ogólnie niesprzyjających warunków – poza krótkimi zakupami rano, nie wystawiałam nosa z mieszkania. Nie, nie, nie, nie ma sensu.
A że weekend, wolne, czas na przyjemności – to po posprzątaniu mieszkania (zamiatanie, mycie podłóg, mycie kuchni, łazienki, pranie, wietrzenie) i po ćwiczeniach (2,5kg na rękę, szału nie ma), przyszła pora na relaks. Czyli aromatyczny prysznic, peeling, balsam, odżywka, maseczka i książka w ręce („Księga cmentarna” Gaimana).
Może to nudne, ale – jakie przyjemne!