Wracamy razem. Bilet Blachowa był kupiony już w styczniu, mój – w czwartek. Pięciokrotna różnica ceny, a miejsca mieliśmy po dwóch przeciwległych krańcach samolotu (2a i 26f). Z drugą niedogodnością Blachow sobie poradził, poprosił stewarda o wyjście awaryjne dla mnie i dla siebie.
Tak pożegnała nas wyjątkowo mroźna Polska:
A tak powitała Norwegia:
Po powrocie nie czekał na nas żaden z polskich busików, co było nie lada zaskoczeniem. Skorzystać musieliśmy z norweskiego flybussa, który odwiózł nas na bussterminal. Stamtąd do domu na szybki obiad (jajecznica), i – na kurs norweskiego. Ostatnie dni były bardzo intensywne. Odpocznę w pracy. A tymczasem – jeszcze parę zdjęć z samolotu: