Wiosna przychodzi powoli. Powoli, bo norweskie kwiaty nie spieszą się, drzewa i krzewy ledwie zaczynają pokazywać malenkie pączki liści. Wczoraj, spacerując sobie po skansenie na wyspie Bygdoy, szukałam tych nielicznych oznak, że już, już niedługo Oslo zakwitnie.
Przy odtworzonej aptece z XIX wieku, w ogrodzie, znajdował się niewielki ogród botaniczny. Ogródek właściwie. I dobrze pokazywał, dlaczego nie warto odwiedzać takich miejsc u progu wiosny:
Oprócz przylaszczek (fioletowe drobne kwiatki na pierwszym zdjęciu), porastających zalesione, ale słoneczne stoki pagórków na wyspie, jeszcze tylko krokusy się odważyły. Ku radości pszczół. Bo pszczoły już się obudziły, więc teraz czekamy na wiosnę razem – i ja i pszczoły.
PS. Zdjęcia pochodzą z wczoraj. Dziś chmury, mgła, wszechobecna szarość sprawiają, że świat wygląda dla mnie tak, jakbym miała na nosie brudne okulary. Nie mam, sprawdziłam.