Bergenstesten bestått czyli zaliczone!

Spieszę donieść, że obie zaliczyłyśmy Bergenstest – egzamin norweski na wyższym poziomie. Można świętować!

Żeby dodać do szampana nutkę goryczy – gorzej poszedł ustny. W egzaminie pisemnym zaliczone wszystkie części, czyli cały test zaliczony. W ustnym na 6 kryteriów – dwa pozostają niezaliczone: grammatikk i uttale czyli gramatyka i wymowa. Gramatyka czyli np. umieszczanie odpowiednich słów w odpowiednim miejscu zdania. Daję radę na papierze, ale w żywej mowie jest mi trudno i często coś przestawię. Nie zaburza to komunikacji, ale jest błędem. No i wymowa. W opisie tego kryterium oceny podali, że żeby zaliczyć wystarczy, by wymowa nie uniemożliwiała zrozumienia – że akcent z języka ojczystego nie powinien przeszkadzać w rozmowie. Cóż, tu wydaje mi się, że mój, choć jest mocny i ewidentnie polski, nie powinien uniemożliwiać zrozumienia.

Zaskoczyło mnie, że zaliczyłam wszystkie inne kryteria: produksjon czyli wyrażenie swojego zdania i jego obrona, ord og uttrykk – dosłownie słowa i wyrażenia czyli bogactwo językowe, flyt czyli płynność, interaksjon – interaktywność? Ja to zapamiętałam inaczej, ja bym sobie tylko tę obronę swojego zdania zaliczyła.

Jednak to pisemny egzamin liczy się bardziej, to pisemny daje certyfikat. Ustny jest wymagany dodatkowo jedynie w norweskiej służbie zdrowia. Z nią staram się nie mieć do czynienia.