Gosia na Bygdøy

Dziś spędziłyśmy cały dzień we trójkę: po wczorajszym intensywnym zwiedzaniu miasta dziś przyszedł dla Gosi czas na słodki odpoczynek na plaży Huk na Bygdøy. Pogoda była idealna, ze 30 stopni, woda przyjemna. Cieszenie się pływaniem psuł tylko moment wchodzenia do wody (tu nie ma piaszczystych plaż i łatwo poślizgnąć się i pokaleczyć sobie stopy na kamieniach i pąklach).

Opalałyśmy nogi, pływałyśmy w Oslofjorden, kto by pomyślał, że mamy początek czerwca!

Żeby nie przeleżeć całego dnia wybrałyśmy się na spacer po lesie, a potem – na operę (punkt obowiązkowy, a wczoraj dach był zamknięty ze względu na jakieś wydarzenie).

Idąc Karl Johanns Gate mijałyśmy głośny i kolorowy karnawał z Rio – Gosia mówi, że to pewnie zawody kilku szkół tańca latynoskiego, i że takie wydarzenia są organizowane w różnych miastach. Nie ułatwiało to poruszania się główną ulicą Oslo i zakupu pamiątek – ale było radosne i kolorowe.

Zdążyłyśmy wrócić przed deszczem. Wreszcie padało, po tygodniach suszy. Szłam jeszcze do sklepu, by mieć rzeczy na przyjazd rodziców i mnie zmoczyło. Nie było to nieprzyjemne. Wręcz przeciwnie. Dużo deszczu nie było, trochę szkoda (dla dobra lasów): dwa grzmoty, godzina opadów. Ale lepsze to niż nic.