Już za chwilę wracam do wszystkiego, czego mi przez ten rok brakowało. Jednak, będąc tutaj – naprawdę nie miałam na co narzekać. To bardzo dobry rok. I teraz, gdy wrócę, będzie mi trochę brakować:
- wszystkich zaskakujących nowymi rzeźbami tras w Ekebergparken – i widoku z Ekeberg na wybrzeże i miasto (na zdjeciu powyżej). Najlepiej rano, przed południem, tak, by słonce mieć za plecami;
- widoku na Hollmenkollen za każdym razem, gdy wychodzę z domu (wzdłóż Lørenveien);
- rozmów w pracy z Omarem, Sahar, Noverą, Runem, Soheilą i Lindą – 6 osób, które szczerze polubiłam w dziale. Może dlatego, ze te 6 osób było skłonnych do rozmowy? I do żartowania? Meksyk, Paristan, Iran i… Norwegia. Przez ostatnich kilka dni do grona dołączyła cała banda: Camilla, Yiming, Eline, Yuki, Sokita. Sądzę, że zaktywizowała ich świadomość, że zaraz wyjeżdżam. Stałam się rezerwuarem plotek;
Na zdjęciu Dzisiejsza radość z wygranej w konkursie wewnątrzUPSowym (zbiegiem okoliczności miałam ze sobą świąteczne nakrycia głowy – chciałam je zostawić tu, u Soh na biurku – ale się przydały! Omar-granat, Jarle-srebro, Beate-złoto, Yiming-czerwien. Zdjęcie robi Sokita)
- łatwych zakupów (tu w sklepie można chwytać najtansze produkty marek Rema 1000, Eldorado czy first price bez obawy o jakość – skład jest taki sam lub niemal taki sam jak droższych odpowiedników – w makreli w pomidorach jest tyle samo % makreli co w 4x droższym Nordfisku, etc. Więc nie muszę czytać etykiet, porównywać… A i niezdrowe produkty, jak chipsy czy piwo, napoje gazowane – są dużo droższe od zdrowych, np. soków naturalnych);
- widoku z Hollmenkollen na moje miasto, popołudniu/wieczorem, kiedy światło zaczyna mięknąć i ogrzewa się jego barwa;
- wszystkich tych tras, które przemierzyłam tyle razy na rowerze i na piechotę, że weszły mi głęboko w mięśnie. I już tam, mam nadzieję, zostaną;
- 19-godzinnego dnia i 5-godzinnej nocy w czerwcu;
- wybrzeża i świeżego zapachu niesionego przez wiatr od morza;
- spotkan w klubie esperanckim przy Olaf Shous vei – atmosfery tych luźnych rozmów, tego, że nikt nie myśli: młodsi nie mają głosu; można dyskutować na każdy temat… przede wszystkim zaś – Douglasa i Otta. Moi ulubieni norwescy esperantyści;
- wysp, które poznałam dość późno, ale pokochałam od pierwszego wejrzenia – Hovedøya, Linderøya, Gressholmen, Langøyene. To, że #ruter – komunikacja miejska – obsługuje łodzie jest po prostu cudowne;
- mieszkania z Basią i Tomkiem, a dokładnie nieustannych rozmów z Basią na każdy możliwy temat i żartowania od czasu do czasu z Tomkiem; jej ciepła i jego zasadniczości;
- Kościoła w Norwegii – tej wspólnoty tak różnej, tak barwnej i tak starającej się – w kraju, w którym oficjalnym, głównym wyznaniem jest protestantyzm, katoliccy księża wyraźnie bardziej się starają przyciągnąć wiernych i dochować wierności Jezusowi. I mimo, że st. Olavs był godzinę od domu (na piechotę, rowerem 20 minut), to chciało się tam iść;
- Mszy świętych w różnych językach: po norwesku, angielsku, hiszpansku, ukrainsku, po polsku. I tych najbardziej uroczystych – we wszystkich językach na raz;
- spacerów po Vinter/Sommerparku: z Moniką, Blachowem, rodzicami – i w samotności;
- języka norweskiego na każdym kroku. Oczywiście, nie będzie mi go brakować tak, jak polskiego, ale również będzie. Lubię jego brzmienie, lubię tę radość, kiedy uświadamiam sobie, że jakimś cudem, po latach używania i krótszych okresach nauki – rozumiem, rozumiem niemal wszystko! Tęsknota ma tu też wymiar praktyczny – trochę boję się, że zapomnę;
- tych zakątków Oslo, które stanowiły dla mnie punktu odniesienia, gdy na początku gubiłam się co chwilę w obcym wtedy mieście, i które zawsze budziły miłe uczucia: most Akerbrua, mural „I <3 Oslo”, zejście w dół do Akerselvy;
- Nasjonalgaleriet i jej stałej wystawy. Kocham to muzeum bardzo. Uwielbiam układ pokoi, barwy na ścianach i wybór obrazów. Starałam się zaciągnąć tam każdego gościa i nie raz, nie dwa, i często bywałam tam sama:
Oczywiście – to wszystko to nic wobec tego, co dostanę w zamian. Ale jednak. Tęsknota pozostanie.