Język ojczysty i norweska Ewangelia

Już jutro dzień języka ojczystego. Uczę się norweskiego, ciągle w nim mówię, słucham dużo tekstów norweskich, czytam, piszę. Ale przeogromnie się cieszę, że mogę rozmawiać z Basią po polsku. Po naszemu. Że tu i teraz tak łatwo można używać swojego języka poza krajem.

I jestem przeogromnie wdzięczna, że mogłam się nauczyć i bez ograniczeń używać, i kochać, i nawet badać polski język. Nie ma dla mnie piękniejszej mowy, bliższej, bardziej jasnej, poetyckiej, lepszej. „Jako naród stanowimy wspólnotę, którą łączy język, kultura i historia.” Język na pierwszym miejscu. Szczerze wierzę, że język jest fundamentem, na którym mogłam wzrastać. Porządnym fundamentem.

Teraz czytam Pismo Święte po norwesku. Ewangelię. Łączę naukę z Wielkim Postem. Nie żeby była to dla mnie męka czy umartwienie się. Zwykle wybieram postanowienia pozytywne. (Zresztą, łatwiej mi jest czegoś nie robić, niż coś robić – wyrzec się łatwiej niż postanowić.)

Czytanie tej historii w nowym języku jest dla mnie fascynujące. Dziwnie jest widzieć, jak „zaprawdę, zaprawdę powiadam wam” po norwesku brzmi całkiem zwyczajnie. Z kolei inne zdania czy ich fragmenty – uroczyściej i niezwyklej.