Załamałam się. Po raz pierwszy. I pewnie nie ostatni. Ale o tym to chyba nie warto…
Piszę z pokoju znalezionego przez moją siostrę na ejrbienbi. Jestem przekonana, że dobrze to napisałam. Dobrze jest wziąć długi, gorący prysznic, zobaczyć się w lustrze, zrobić pranie, wyciągnąć swobodnie na dużym łóżku. Chociaż jutro na pewno będzie mi brakować esperanckiego uroku ostatnich dni.
Douglas pomógł mi z przeprowadzką z Olaf Schous gt na Christies Gata. I to jak! Wziął moją walizkę samolotową. tę, w której były najcięższe rzeczy! przygotowałam swój plecak, torbę i drugi plecak – ze swetrami, dość duży ale lekki. On mówił, że chce ze mną jechać i mi pomóc, więc dam mu ten lekki plecak, żeby wiedział, że pomaga, ale się nie przeciążył, wprawdzie trasa raczej z górki, ale, no, nie chcę, żeby coś się złego mu stało. Wracam z pracy i pytam:
– Zbieramy się? Weźmiesz ten plecak?
– A Ty nie dasz rady? Ja wezmę walizkę.
– Nie nie, po walizkę wrócę zaraz na piechotę. Nie ma sensu brać na raz, i tak nie weźmiemy wszystkiego. A ona ma kółeczka, to po nią wrócę.
– A nie weźmiesz dwóch plecaków? Ja ją już sprawdzałem wcześniej.
Zatkało mnie. Douglas zarzucił ciężką walizkę na bagażnik. Zabezpieczył. Pojechaliśmy.
Oczywiście, że super się mieszkało w klubie i spędzało czas z Douglasem.
Miałam nadzieję, że dziś znajdziemy nowe lokum. Jeden visning odwołany, drugi – nie zachwycił. Mieszkanie brudne. Bez mebli. Dość daleko od pracy.
W tak zwanym międzyczasie pojechaliśmy z Basią i Tomkiem po moją walizkę. I mogłam przepakować się. I zrobić pranie. Jestem bardzo wdzięczna Kuzynowi za przechowanie moich rzeczy. I Tomkowi i Basi za przewóz. I Douglasowi za wszechstronną pomoc. I wszystkim, którzy dziś napisali kilka miłych słów swojej znajomej Annie.
Dobranoc!