Pinse czyli Zielone Świątki

Zesłanie Ducha Świętego, w Polsce popularnie nazywane Zielonymi Świątkami (eh, te nasze pogańskie korzenie na każdym kroku wmieszane w chrześcijańskie realia…) w krajach anglosaskich nazywane jest z łaciny po prostu Pentacoste – pięćdziesiątnica. Stąd powinno przypadać w 50 dni po najważniejszym wydarzeniu – zmartwychwstaniu. Tradycyjnie to – podobnie jak Boże Narodzenie i Wielkanoc – święto dwudniowe i wtedy rachunek się zgadza. Ale jakoś tak wyszło, że w katolicyzmie obchodzi się je bardziej w niedzielę, a protestanci jednak zgodnie z matematyką zachowują dzień 50ty. I w krajach protestanckich – obok Norwegii np. Dania, Niemcy, Holandia, Szwajcaria – poniedziałek jest wolny od pracy.

(W Polsce też był, ale w międzyczasie mieliśmy komunizm i w 1951 odwołano wolną pięćdziesiątnicę. W 2010 Sejm mógł ją przywrócić, ale skupił się na Objawieniu Pańskim – i tak mamy wolny 6 stycznia, komunistycznie odwołany w 1960. I ja się oburzam, i ja się pytam, po co komu styczniowy dzień, kiedy mógłby być majowy lub czerwcowy? A i tak po chcrześcijańsku – jakoś Duch Święty wydaje mi się ważniejszy niż mędrcy ze Wschodu…)

Dziś odpoczywam, ćwiczę, opalam się. Bartek pojechał. O naszej wycieczce krajoznawczej opowiem potem. Dziś trochę tu pusto.