Food-ball i goście

O samym Mundialu nie pisałam do tej pory (tylko pokazałam stefę kibica), bo mnie nie interesuje, meczy nie oglądam i jest mi szczerze obojętne, co stanie się z polską drużyną. Co nie znaczy, że nie docierają do mnie informacje w stylu: trener reprezentacji Islandii jest na co dzien dentystą; Senegalczycy po wygranym meczu posprzątali stadion zamiast go demolować; Meksykiem dosłownie wstrząsnęła wygrana z Niemcami, etc.

Jednak wypada napisać o moich współpracownikach i Mundialu. Praca w tak międzynarodowym składzie daje okazję do licznych rozmów na temat zawodów naszych drużyn: dziś grają moi; haha, wygraliśmy z wami; przykro mi z powodu wczorajszego meczu… To jest naprawdę miłe. Śmieszne też.

A dziś z okazji zakończenia etapu grupowego dziewczyny przygotowały trochę przysmaków. I atmosfera zrobiła się bardziej świąteczna.

A ja z tej świątecznej atmosfery uciekałam o godzinie 11:00, bo oto przyjechali teściowie. Więc wybaczcie, ale najbliższe dni mogą być ubogie w informacje. Bo mam co robić.

Skattoppgjør i podlewanie

Przyszło porozumienie podatkowe i związany z nim zwrot podatku. Cały proces rozliczenia podatkowego wygląda tu tak (już to opisywałam, ale teraz nastąpił happy end, więc mogę powtórzyć):

1. Przychodzi czas i wtedy też przychodzi proponowane przez urząd rozliczenie – według karty podatkowej, której numer zależy od tego ile prac się posiada i jaki jest spodziewany dochód roczny.
2. Można zaakceptować. W tym celu podpisać i odesłać rozliczenie lub kliknąć, że okej, lub też wcale nie zareagować – brak reakcji to zgoda.
Można też zaproponować zmiany. Na przykład zaznaczyć ulgę za pierwszy rok pracy w Norwegii. I przesłać tę propozycję listownie lub przez Internet. Tak zrobiłam.
3. Urząd potwierdza lub podważa proponowane rozwiązanie. Jeśli potwierdza – to od razu wysyła pieniądze. Jeśli podważa – to znów wysyła propozycję.

Podatnik ma jakiś strasznie długi czas, kiedy może zgłosić, że jednak źle się rozliczył i proponuje coś innego. Chyba są to cztery lata.

Inna dobra wiadomość: można już podlewać ogródki. Wszystkie drzewka i krzewy mogą odetchnąć z ulgą. Zwłaszcza, że prognoza na najbliższe dni nie przewiduje deszczu. Ani nawet jednej chmurki. Cieszę się, bo kolejni goście będą mogli cieszyć się piękną pogodą!

Praca, potwierdzone C1 i więcej pracy

10 godzin w pracy, po pracy ćwiczenia (forma się sama nie zrobi), godzinna drzemka, potem prysznic i zakupy (jak się okazuje, też same się nie zrobią…), obiad na jutro (jak sądzicie, zrobił się sam?) i – można zacząć sprzątać.

To wszystko radośnie. Bo dziś dostałam odpowiedź szkoły językowej, której mój pracodawca w Polsce zlecił weryfikację mojego poziomu norweskiego w rozmowie. Wczoraj więc miałam rozmowę telefoniczną, która okazała się bardzo miłym ustalaniem, jak dbać o norweski z powrotem we Wrocławiu; czy warto oglądać Skam (nie polecam, gdy włączyłam pierwszy, losowy odcinek – z początku 4 sezonu – to 17-letnie bohaterki rozmawiały o seksie analnym, więc odpuściłam), a że jest jakiś nowszy serial NRK, Blank, a że w lumpeksach można kupić książki po norwesku, choć częściej szwedzkie. Oczywiście, padały ze strony sprawdzającej pytania, ale o tym przecież nie będę tu pisać.

W każdym razie wynik jest – potwierdzone raz jeszcze C1. Czyli cel wyjazdu osiągnięty.

Zakaz podlewania

Sucho, tak sucho, że może być problem z uzdatnieniem wystarczającej ilości wody dla Oslo. Dagbladet już bije na alarm, że może dojść do tego, że wodę trzeba będzie gotować!

No i niezawodna Oslo Kommune napisała mi dziś SMS, że mam nie podlewać ogrodu. Jest postęp – o zakazie grillowania pisali po angielsku – czyżby skądś się dowiedzieli, że ja jednak znam norweski?

Napisali też maila na ten sam temat.

– Ciekawe skąd mają nasze maile – zastanowiła się Basia, gdy czytałyśmy, każda u siebie na komputerze, tę samą wiadomość.
– Hvordan fant vi din e-postadresse: E-postadressen din er registrert i Statens register… – odpowiedź przyszła natychmiast, w następnej linijce: emaile zarejestrowałyśmy w Skateetaten. Stąd – komuna, w której obrębie mieszkamy, ma do nich dostęp. Podobnie z telefonami komórkowymi.

 

Kolejny zapracowany tydzien

Znów po 10 godzin dziennie. Są godziny do wypracowania i godziny do odebrania. A pech chce, że znów pracujący weekend jest wtedy, kiedy nie mogę go wypracować. Więc pracuję w tygodniu, w koncu po to przyjechałam.
(Ale też po takie widoki jak powyższy – w Jevnaker. Wspomnienie weekendu.)

Święty Halvard – patron Oslo

Herb Oslo przedstawia patrona miasta, św. Halvarda. Według średniowiecznej legendy urodził się około roku 1020 w bogatej rodzinie. Jego ojciec miał na imię Vebjørn, więc zgodnie z ówczesnym zwyczajem (obowiązującym do dziś na Islandii) syn nosił przydomek/nazwisko Vebjørnsson. Jego matka była kuzynką norweskiego króla, Olava, który miał potem również stać się świętym, tak więc wszystko zostaje w rodzinie. Mieli gospodarstwo w Lier. Herb zawiera elementy związane z męczeńską śmiercią Halvarda.

 

Miało to miejsce w roku 1043. 23letni chłopak, wysłany na wyprawę kupiecką, przygotowywał się do przekroczenia Drammenfjordu. Przybiegła do niego ciężarna kobieta, która poprosiła go o ratunek przed ścigającymi ją mężczyznami. On miał wziąć ją do łódki i wypłynąć.

Na wodzie dogoniła ich łódka z dwoma mężczyznami, którzy wyłożyli swoje racje: ciężarna to niewolnica, która włamała się do domu jednego z nich i go okradła, w związku z czym domagają się wydania uciekinierki. Chcą ją sprawiedliwie (dla ówczesnego zrozumienia sprawiedliwości) zabić.

Halvard się nie zgodził, bo dziecko, bo kobieta, bo słaba i raczej nie mogła się tak włamać, jak oni to opisali. Od słowa do słowa, mężczyźni wyciągnęli łuki i zabili oboje. Ciało chłopaka obciążyli kamieniem młyńskim (legenda milczy o tym, dlaczego zabrali na łódkę kamień młyński…). W jednej z dwóch wersji legendy ciało cudownie wypłynęło i zbrodnia w ten sposób została wykryta. Inna mówi, że bratankowie Halvarda wydostali jego ciało z fiordu.

Fresk na ścianie w ratuszu przedstawia wszystkie elementy z herbu.

W Herbie znajduje się Halvard, siedzący na dwóch lwach – bo to królewskie zwierzęta. W jednej ręce trzyma koło młyńskie, do którego przywiązane były jego zwłoki i 3 strzały, bo zabójcy odebrali 3 życia: jego, niewolnicy i jej dziecka. U stóp świętego leży naga niewolnica – jest to dość oryginalny sposób, by pokazać, że próbował uratować jej życie, ale o to tu chodzi. Ciąży nie widać.

Czerwony kolor szaty przysługuje świętemu ze względu na jego męczeńską śmierć. Co prawda nie został zabity w obronie wiary, ale wartości chrześcijańskich, więc też się liczy.

Słowa, które widnieją dookoła tarczy herbowej to łacińskie motto: Unanimiter et constanter Oslo – Zjednoczone i stałe (niezmienne, ciągłe) Oslo.

W katedrze świętego Olava Halvard ma trzy strzały i kamień młyński, ale brak przy nim nagiej kobiety. W ręce trzyma… przyrząd do gaszenia świeczek?!

Obecny herb został przyjęty w 1892 roku. (Więcej o nim można przeczytać po angielsku tutaj). Wtedy jeszcze miasto nazywało się Christiania, nazwę Oslo przywrócono w 1925. Piszę o przywróceniu, bo przed pożarem w 1624 wznieconym podobno specjalnie przez cztery czarownice, Oslo było Oslo. Dopiero po odbudowie król Chrystian IV Oldenburg przemianował je na swoją cześć.
Oslo jest jedynym miastem w Norwegii, które używa tarczy herbowej okrągłej. Dzięki temu ich herb świetnie się prezentuje na studzienkach kanalizacyjnych.

Sankthansaften – noc świętojańska

Najkrótsza noc roku jest świętowana w większości, jeśli nie we wszystkich kulturach świata. Przesilenia, równonoce – to coś, co trudno zignorować, nie da się nie zauważyć.

Chrześcijaństwo zaproponowało świętego Jana Chrzciciela na patrona przesilenia letniego, ofiarując mu w opiekę wszelkie przedchrześcijańskie obrzędy związane z najkrótszą nocą w roku. Chrzciciel pasował świetnie do zakazu kąpieli przed słowiańską kupalnocką i odczarowywania wody, by utopce nie zagrażały dłużej: „wiesz, że przed Kupałą kąpać się nie godzi, wiesz, że przed Kupałą po dnie licho chodzi”.

W Skandynawii najbardziej tradycyjne dla święta są ogromne ogniska rozpalane na wodzie: Sankthansbålet. Ten ogień powinien wzmocnić potęgę słońca i przedłużyć i tak najdłuższy dzień. W Danii na szczycie ogniska pali się kukłę przedstawiającą wiedźmę. W Szwecji buduje się słupy majowe (ale letnie słupy majowe) – midtsommarstång – i tańczy się wokół nich. Wianki są popularne, ale raczej nie rzuca się ich na wodę. O zwyczajach związanych z Jonsok – jedna z nazw nocy świętojańskiej – można przeczytać tutaj.

 

Ja wybierałam się na Akerbrygge, ale oni ognisko zapalili o 19:00 (zachód słońca o godzinie 22:53). W dzień pojechałam z Basią i Tomkiem na wycieczkę krajoznawczą aż za Hønefoss, do Jevnaker i dalej, wzdłuż jezior.


Na wybrzeże w Oslo dojechałam rowerem o 21:00. Ognisko wygasło, ale nadal trwały koncerty i – mecz Niemcy-Szwecja, oglądany i okrzykiwany w dwóch strefach kibica – na Akershus i przed Akerbrygge.

Do domu wróciłam po zachodzie słońca. Ten był spektakularny, całe niebo pokrył pomarańczem i różem.