Wszystko zaczęło się po sprawdzeniu przez Basię, że w rejestrze mieszkańców (folkeregisteret) mamy już nadany przez urząd podatkowy (Skattetaten) tymczasowy numer personalny (D-nummer). Basi dane zawierały błąd w adresie stałym, w Polsce, moje – błąd w adresie tymczasowym (zamiast Ulvenveien urzędnik wpisał Ullevålsveien). Nie dało się tego zmienić przez stronę urzędu, trudno…
4.08. piątek – zarejestrowałyśmy się w DNB przez internet, jako adres do korespondencji podając adres pracy (Ulvenveien) otrzymałyśmy potwierdzenie z banku (Takk for at du vil bli kunde hos oss), i informację, że przekażą nam mailem kolejne questy polecenia, które musimy wypełnić na trudnej drodze poszukiwacza przygód petenta.
11.08. piątek – mail z banku – o tym, że musimy przesłać im pocztą kserokopie dokumentów: paszport, D-nummer, umowa o pracę. Koniecznie pocztą: Må sendes i posten. På grunn av sikkerhets- og personvernhensyn kan ikke tilleggsinformasjonen sendes med e-post, kun som brev i posten.
14.08. poniedziałek – w pracy skopiowałyśmy dokumenty i po pracy wysłałyśmy je do banku. Czekamy.
18.08. piątek – mail z banku, dostali przesyłki: Takk for tilsendt tilleggsdokumentasjon. Musimy iść do banku pokazać się z paszportem (Tak, tym, którego kopię już wysłałyśmy do banku!) i pracownik wykona kopię tego dowodu tożsamości.
19.08. sobota –po tej 10ej pojawiłyśmy się w banku na Storo, Vitaminveien, z paszportami i pracownik wykonał kopie tych dowodów tożsamości. Zapytany, czy może jest opcja, by zmienić od razu adres, bo mamy podany adres pracodawcy, a mamy już mieszkanie – odparł, że nie. Że to dopiero po założeniu konta. No cóż, trudno – poszłyśmy.
…Czekamy…
6.09. środa – Basia dostała umowę z DNB pocztą, na Ulven, z poleceniem podpisania jej i odesłania pocztą.
8.09. piątek – dzwonię: pani mówi, że dziwne, że wysłano na dobry adres (Ulven), i to 28ego sierpnia, zaznacza w systemie, by wysłać jeszcze raz. Upewniam się, że Ulven, bo, mówię jej, że w folkeregisteret mam Ullevål, ona zapewnia mnie, że Ulven.
15.09. piątek – dzwonię: inna pani mówi że w systemie mam adres Ullevål i że zmieni mój adres na domowy (ani Ulven ani Ullevål, a Løren), ale nie może dziś, tylko we wtorek, bo musi minąć co najmniej 10dni od wysłania, a wysłali mi w piątek, 8ego września ponownie.
19.09. wtorek – Basia dostaje pocztą token;
dzwonię: pani mówi, że wysłano do mnie 15ego jednak jeszcze raz, i żebym poczekała, zapewnia, że użyto adresu na Ulven, ale zapewnia, iż zmieni adres na domowy, jeśli pod koniec tygodnia zadzwonię.
20.09. środa – dostajemy obie do pracy reklamy ubezpieczenia na życie z DNB. Basi jest zaadresowana dobrze – na Ulven, moja – na Ullevåll. Chcę się pozbyć tego Ullevål z życiorysu. Wchodzę na stronę folkeregisteret – żeby zmienić adres trzeba się zalogować, używając numeru BankID. Żeby mieć numer BankID trzeba mieć konto. Żeby mieć konto, trzeba otrzymać papiery. Żeby otrzymać papiery trzeba zadbać, by mieć prawidłowy adres w systemie. Żeby poprawić adres – trzeba mieć BankID… JF§22.
21.09. czwartek – Basia dostaje kartę;
dzwonię: pani mówi, że nie ma opcji, by zmienić adres przez telefon, że muszę zmienić w bazie folkeregisteret (przez internet próbowałam, nie dało się, a Skattetaten pracuje 9-15 i ma notorycznie zajętą linię telefoniczną…), albo pofatygować się do banku. I wątpi, bym mogła na miejscu podpisać umowę.
23.09. sobota – dzisiaj – Mam numer swojego konta!
Bank otwarty jest od 10:00, zaczynamy pracę o 12:00, więc na 11:00 jedziemy na Storo, by zmierzyć się po raz kolejny z norweskim systemem bankowości. Kolejka, rozgardiasz, ludzie stoją przy komputerach, kombinują, pracowników jest trzech, uwijają się wokół klientów, wreszcie – jeden z nich nas zauważa, podchodzi.
Wyjaśniam, że chciałabym zmienić swój adres, bo nie dochodzi do mnie umowa (avtaledokumentene). Pyta, czy mam token, bo mogę to sama zrobić. Tłumaczę, że właśnie nic nie mam, nie mam też konta i umowy, bo nic nie dochodzi do mnie, bo jest jakiś problem, chyba wysyłają nadal na błędny adres z folkeregisteret… Pan sprawdził, mówi, że jako domyślny to mam Ulven, nie Ullevål z folkeregisteret… pokazuję mu reklamę, która do mnie przyszła, zaadresowaną na Ullevål. Pracownik banku pyta: to dlaczego doszła. Tłumaczę, że może listonosz wiedział, gdzie jest UPS, może znał nazwę firmy, skojarzył. Pracownik bierze moją umowę najmu, siłuje się chwilę z systemem, w końcu woła na pomoc kolegę. Udaje się. Adres zostaje zmieniony.
Rzutem na taśmę, wątpiąc w powodzenie tej misji, nieśmiało pytam – czy jest taka możliwość, żeby wydrukować tę umowę, żebym nie musiała czekać na list, a potem wysyłać jej znów listem, że najłatwiej i najszybciej, gdybym mogła to podpisać i tyle…
O nieba! Koleś pokiwał głową i poszedł, i wrócił z papierami, i ja je podpisałam, i dostałam kopię umowy z moim numerem konta!
Podziękowałam, pozostając w głębokim szoku. Najgłębszym.
W przyszłym tygodniu przyjdzie do mnie pocztą na zmieniony, domowy adres, token i karta płatnicza.
Mam nadzieję, ze ta historia rodem z Barei wzruszyła moich czytelników, wprawiła w osłupienie, zmroziła krew w żyłach czy zmusiła do histerycznego śmiechu, w każdym razie – wywołała emocje. Więcej takich historii w najbliższym czasie nie przewiduję.