Pinse czyli Zielone Świątki

Zesłanie Ducha Świętego, w Polsce popularnie nazywane Zielonymi Świątkami (eh, te nasze pogańskie korzenie na każdym kroku wmieszane w chrześcijańskie realia…) w krajach anglosaskich nazywane jest z łaciny po prostu Pentacoste – pięćdziesiątnica. Stąd powinno przypadać w 50 dni po najważniejszym wydarzeniu – zmartwychwstaniu. Tradycyjnie to – podobnie jak Boże Narodzenie i Wielkanoc – święto dwudniowe i wtedy rachunek się zgadza. Ale jakoś tak wyszło, że w katolicyzmie obchodzi się je bardziej w niedzielę, a protestanci jednak zgodnie z matematyką zachowują dzień 50ty. I w krajach protestanckich – obok Norwegii np. Dania, Niemcy, Holandia, Szwajcaria – poniedziałek jest wolny od pracy.

(W Polsce też był, ale w międzyczasie mieliśmy komunizm i w 1951 odwołano wolną pięćdziesiątnicę. W 2010 Sejm mógł ją przywrócić, ale skupił się na Objawieniu Pańskim – i tak mamy wolny 6 stycznia, komunistycznie odwołany w 1960. I ja się oburzam, i ja się pytam, po co komu styczniowy dzień, kiedy mógłby być majowy lub czerwcowy? A i tak po chcrześcijańsku – jakoś Duch Święty wydaje mi się ważniejszy niż mędrcy ze Wschodu…)

Dziś odpoczywam, ćwiczę, opalam się. Bartek pojechał. O naszej wycieczce krajoznawczej opowiem potem. Dziś trochę tu pusto.

Wiosna na Gamle Aker

Bzy szykują się na 17ego maja. Wszystko musi być gotowe i najpiękniejsze na święto konstytucji.

Dziś ja i mój rower zwiedzaliśmy dokładniej dzielnicę Gamle Aker – tę, na której znajduje się kościół św. Olava. Nie znalazłam tak interesujących murali, jak na Tøyen, ale za to kwitnące wiosenne drzewa. A po zjechaniu większości ulic w tej części miasta – wygrzewałam się pod Stortingiem, oczywiście z książką w ręce.

Majowa wycieczka – Årvollåsen

Dziś Kristi himmelfartsdag czyli Wniebowstąpienie Jezusa. Z tej okazji w Norwegii przysługuje dzień wolny od pracy. Wybraliśmy się więc na wycieczkę – na pobliskie wzgórze Årvollåsen.  W lesie zachwyca świeża zieleń młodych liści i miękkość mchów (na zdjęciu płonnik). Przekwitły już niemal wszystkie przylaszczki, kwitną obecnie zawilce.

W Årvollåsen był dawniej kamieniołom. Obecnie już nie, ale zostały wielkie kamienne „schody”, po których mogliśmy się wspinać i wylegiwać się na nich jak jaszczurki. Jaszczurki zresztą właśnie tym się zajmowały.

Poza tym podziwialiśmy widoki, a ja pracowałam nad poprawieniem moich skrzydeł. (Zdjęcia, na których latam zawdzięczam Basi).

Pokój, Nobel i Dzień Zwycięstwa

Jak często cieszymy się pokojem w Europie? Tak naprawdę się cieszymy?

9 maja to dawne Narodowe Święto Zwycięstwa i Wolności, potem w 2015 przemianowane na Dzień Zwycięstwa i przeniesione z 9ego na 8ego (żeby obchodzić razem z Anglią i Francją, a nie z państwami bloku wschodniego). Dzień upamiętniający kapitulację sił zbrojnych III Rzeszy. 7ego podpisano wstępną kapitulację, ale na żądanie Stalina powtórzono wszystko, kiedy do Berlina dojechał Żukow, 8ego maja wieczorem. A że w Moskwie był już 9ty maja, to wtedy też obchodzono to święto we wszystkich krajach zależnych.

Szczegóły, szczegóły. Co naprawdę ważne, to to, że od tego czasu trwa Pax Europea – pokój w Europie Zachodniej, po upadku komunizmu również Środkowej. Jest to bezsprzecznie wartość, którą można się cieszyć i świętować.

By User: JZ at wikivoyage shared, CC BY-SA 3.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=23223775

Można też nagradzać Pokojową Nagrodą Nobla ludzi, organizacje i – ostatnio – nawet inicjatywy, kampanie.  Jest to jedyna z przewidzianych przez Nobla nagród, którą przyznaje nie szwedzka Akademia, a komitet norweski, którego członkowie wybierani są przez Storting. Nobel nie pozostawił informacji, dlaczego chce właśnie tak. Podejrzewa się, że chodzi o to, że Norwegia nigdy nie wypowiedziała nikomu wojny, nie zaatakowała. Szwecja – owszem, ale Norwegia nie (na pewno ułatwił jej to fakt, że przez długi czas nie była niepodległa, ale jak suweren atakował, to przecież nie Norwegia). Muzeum Pokojowej Nagrody Nobla znajduje się na wybrzeżu i miałam okazję je odwiedzić. Dziś jest dobra okazja, by o tym opowiedzieć.

Główną stałą atrakcją muzeum jest „The Peace Cloud” –chmura pokoju czyli dane dotyczące każdego laureata podane w atrakcyjnej, lekko interaktywnej formie. Zwiedzający mają do przejścia mroczną dość salę. Idą pomiędzy świetlistymi „trawami”. Pośród nich pomontowane są tablety, które uruchamiają się, gdy się przy nich zatrzymać, zbliżyć. Każdy tablet ma wgrane informacje o jednym z noblistów. Najnowszemu, zeszłorocznemu, przysługuje lekko słoty odcień. Poza wystawą stałą w muzeum prezentowany jest najnowszy zwycięzca:

W roku 2017 Nagrodę otrzymała międzynarodowa kampania ze Szwajcarii o nazwie I CAN – wytłumaczenie brzmiało następująco: «for sitt arbeid med å påpeke de katastrofale humanitære konsekvensene av enhver bruk av atomvåpen og for sin banebrytende innsats for å få til et traktatfestet forbud mot slike våpen.» („za swoją pracę w zwracaniu uwagi na katastrofalne konsekwencje humanitarne użycia broni jądrowej i ogromne wysiłki na rzecz wprowadzenia popartego traktatem zakazu posiadania takiej broni”).

Fotograf, którego wynajęto, by przygotował materiały, mówił jeszcze przed galą (wręczenie nagród ma miejsce 10 grudnia, w Rådhusie, w obecności króla), ten fotograf mówił, że ma nadzieję, że zwycięży człowiek, najlepiej kobieta. Bo wolałby, żeby nie była to organizacja. Cóż, nie wygrała organizacja, tyle można przyznać. Prezentowanie kampanii, która – to trzeba przyznać – nie odniosła nawet jeszcze żadnego sukcesu (podzieliłam się z przewodnikiem uwagą, że to przecież taka nowa tradycja komitetu – dają na zachętę) – nie było łatwe. Fotograf postawił na podobieństwa między rozbrojonymi już jednostkami i miejscami związanymi z bronią atomową w USA, a działającymi miejscami w Korei Północnej.

Poza wymienionymi wyżej wystawami poświęconymi Nagrodzie, prezentowana jest obecnie niezbyt udana, ale skłaniająca do refleksji ekspozycja poświęcona pustemu bogactwu. Patrząc na zdjęcia i opisy, można się zastanowić – a jak ja korzystam z tego, że przyszło mi żyć w pokoju? Co jest dla mnie naprawdę cenne? Co jest wartością?

Pokój jest wartością. Bo pokój daje możliwość rozwoju, pozwala żyć, a nie tylko przeżyć. Dopuszczam myśl, że nie znamy pojęcia pokoju za wszelką cenę. Tym bardziej jestem wdzięczna tym, którzy zapłacili cenę – często najwyższą – byśmy już od tylu lat mogli żyć w pokoju.

Lektura w słońcu

Praca. A po pracy słońce i lektura. Skończyłam czytać „Odinsbarn” – „Dziecko Odyna” Siri Pettersen. Ponad 600 stron norweskiej lektury fantastycznej typu young-adult. Chwyciłam już drugą część.

Poza tym cieszyłam się słońcem i liśćmi ukazującymi się na drzewach. I niewiele więcej. Ot, życie, wiosna, słońce, książki.

Wiosna na Tøyen

Wczorajszy dzień spędziłam cały na Tøyen. Oprócz muzeum Muncha i kościoła pw. św. Hallvarda jeździłam po wąskich stosunkowo uliczkach, wypatrując graffiti, i siedziałam w parku, ciesząc się wiosenną atmosferą. Drzewa się zielenią, kwitną, trawa gęstnieje, słońce zaczęło grzać (20 stopni!).

Tøyen to dzielnica murali. Już kilkukrotnie prezentowałam graffiti znajdujące się w jej obrębie, ale jeszcze bynajmniej nie wyczerpałam tematu:

Muntlig prøve i Vakerøparken

Muntlig prøve znaczy ni mniej ni więcej, tylko ustny egzamin, czyli część ustna Bergenstestu. Jest już za mną, wyniki będą za 10 dni. I dobrze, bo za 11 przyjedzie Blachow na pocieszenie. Tak, poszło mi źle, zdenerwowałam się bowiem, że egzamin nie wyglądał tak, jak nam mówiła nauczycielka na kursie i do jakiego dawała nam materiały. A poza tym wylosowałam temat: jedzenie i zdrowy tryb życia. Nie są to rzeczy, z którymi mam za dużo wspólnego, więc i zasób słownictwa ubogi. I argumentów w jakiejkolwiek dyskusji na lekarstwo. Więc za 10 dni będę potrzebowała pocieszenia.

Ale nie dziś. Dziś świeciło słońce i zieleniły się liście, a my mieliśmy rowery i świat stał przed nami otworem, więc po egzaminach ruszyliśmy – na Fornebu! Do Fornebu nie dojechaliśmy, ale pokręciliśmy się w Vakerøyparken, porobiliśmy zdjęcia i wróciliśmy.

Wiosna w Oslo. To już oficjalne – wiosna się zaczęła! Magnolie, forsycje i czereśnie kwitną. Nie ma ich wiele – ale kwitną.